Wojna ojczyźniana – stary nowy mit

Z roku na rok w Białorusi szerzy się mit tej wojny i jest to proces podobny do zachodzącego w Rosji. Zajmuje on centralne miejsce w panteonie wydarzeń historycznych kraju, obecna władza Białorusi buduje na nim swoją ideologię i dlatego nie wolno go krytykować. Spróbujmy się zastanowić, dlaczego mit wojny ojczyźnianej jest tak ważny dla białoruskiego reżimu i jaką może odegrać rolę w przyszłości.

Najpierw wyjaśnijmy sobie kwestie terminologiczne. Nie będziemy skupiać się na przebiegu wojny ani próbować oceniać wydarzeń, które podczas niej miały miejsce. Zamiast sformułowania „druga wojna światowa” będę używał terminu „wielka wojna ojczyźniana”, nie dlatego, by omawiać konkretne wydarzenie historyczne, ale aby pokazać, jaką rolę ten mitologem odgrywa w obrębie ideologii reżimu. Określenia „wielka wojna ojczyźniana” już od czasów sowieckich używano do podkreślenia izolacji tego wydarzenia od globalnego kontekstu, globalnego wydarzenia historycznego, w celu jego dalszego ideologicznego przetwarzania.

W czasach ZSRR mit wojny stał się kluczowy, gdyż był to w rzeczywistości pierwszy mit legitymizujący władzę radziecką w świecie. Przeniknął wszystko: przestrzeń, szkołę, politykę. Wielka wojna ojczyźniana stała się integralną częścią dziejów społeczeństwa radzieckiego i podstawą jego tożsamości. O ile w krajach Europy II wojna światowa stała się częścią ogólnego biegu historii, o tyle w ZSRR wojna stała się jej centralnym wątkiem. Choć trzeba też dodać, że w czasach sowieckich Dzień Zwycięstwa był raczej dniem pamięci, momentem spotkania kombatantów i weteranów, którym nie towarzyszyło pobrzękiwanie szabelką czy parady sprzętu wojskowego.

Po 1991 r. spadek sowieckiej przeszłości odziedziczyły wszystkie byłe republiki Związku Sowieckiego. Składa się on z wielu pomników, nazw ulic i miejsc pamięci. Każda republika poradziecka rozwiązała ten problem na swój sposób. Niektórzy odcinali się od tej przeszłości, inni pozostawiali jej symbole nienaruszone, a jeszcze inni podtrzymywali  żywotność mitu, ale już dla poradzieckiego społeczeństwa narodowego. I dlatego przykłady Rosji i Białorusi są tu bardzo wymowne. W tych krajach mit wojny nie tylko przetrwał, ale odgrywa rolę uzasadnienia ideologicznego, podstawy polityki i świadomości historycznej. Powstaje zatem pytanie, dlaczego? Po co podtrzymywać i rozdymać narrację o wielkim zwycięstwie na skalę globalną?

Odpowiedź jest prosta i banalna. Po dojściu Władimira Putina do władzy w Rosji nigdy nie stworzono spójnego, właściwego tylko dla Rosji mitu państwowości i świadomości, jak to się zdarzyło za czasów imperium rosyjskiego i ZSRR.

Takim mitem była zresztą w czasach ZSRR właśnie wielka wojna ojczyźniana. Poszukiwania jakiejś opcji pośredniej między dziedzictwem imperialnym a ideologią sowiecką, która nie odnosiła się przychylnie do tego, co działo się w Rosji przed 1917 rokiem, spełzły na niczym. Rosja Borysa Jelcyna była krajem wielu ideologii. Równocześnie funkcjonowały w niej mity cierpienia Mikołaja II i jego rozstrzelanej rodziny; obrazy ruchu białych przewodzonych przez Aleksandra Kołczaka i Antona Denikina; prawosławie, które wyszło z podziemia; siły narodowe; komuniści; neonaziści. Choć historycy i ideolodzy Putina próbowali wcisnąć kolanem do świadomości Rosjan carską Rosję, to nie udało im się zbudować na tym gruncie ideologii. W stwardniałej poradzieckiej Rosji ludzie nie postrzegali mitu wielkiego imperium jako czegoś odrębnego, lecz raczej uważali go za część ich sowieckiego światopoglądu. Dlatego dzisiaj i faszyści, i Nowa Rosja, Mikołaj II razem ze Stalinem gotują się w jednym kotle rosyjskiej ideologii.

Rosyjskie zwycięstwo jest bardziej koniecznością niż potrzebą. Sowiecka sakralizacja wielkiej wojny ojczyźnianej we współczesnej Federacji Rosyjskiej stała się właściwie jednym z głównych ideologicznych fundamentów współczesnego rosyjskiego kolonializmu. Retoryka naruszania tego sacrum w innych krajach służy jako podstawa do agresji informacyjnej, zalążkiem przyszłej głównej linii politycznej przeciw danemu krajowi. Estończycy, Litwini i Łotysze, którzy należeli do SS uczestniczą w paradach z okazji dnia zwycięstwa w II wojnie światowej. Stepan Bandera przejął władzę w Ukrainie i ustanowił tam neonazistowski reżim. Kazascy faszyści niszczą pomniki sowieckich bohaterów i rugują język rosyjski. Nie zdziwcie się, jeśli niedługo okaże się, że w Armenii władzę też przejęli potomkowie żołnierzy SS. Wyznawanie mitologii wojny ojczyźnianej to także miernik lojalności wobec Moskwy. Jeśli jesteś jego wyznawcą, oznacza, że jesteś „nasz”, jeśli nie – jesteś nazistą i wrogiem.

Białoruś, będąc w orbicie współczesnej rosyjskiej polityki neokolonialnej, chcąc nie chcąc, jest w tę mitologię uwikłana. Należy jednak zauważyć, że reżim białoruski wypracował własną, autonomiczną wersję sowieckiej mitologii wielkiego zwycięstwa. Kiedy w Rosji pod koniec roku 2000 zaczęła szerzyć się „fascynacja zwycięstwem”, której symbolem były wstążki św. Jerzego, Białoruś znalazła się pod wpływem nowej wersji mitu. Reżim jednak zareagował na tę nową wersję proaktywnie i umiejscowił wielką wojnę ojczyźnianą w kontekście lokalnym. Tak naprawdę stworzono własne symbole – kwiat jabłoni, własne parady, własnych weteranów.

Ta białoruska wersja faktycznie zaprzeczała wersji rosyjskiej, ale z nią nie kolidowała. Choć wojna zajmowała centralne miejsce w poradzieckiej koncepcji ideologii reżimu białoruskiego, to jednocześnie jej nie zdominowała.

Wszystko zmieniło się w 2020 roku, kiedy reżim utracił podstawy ideologiczne oparte na postsowieckości i retoryce państwa opiekuńczego. Młodsze pokolenie nie było już zainteresowane takim ideologicznym produktem. Bardziej atrakcyjna okazała się tożsamość policentryczna oparta na narracji narodowej. Dewaluacja ideologii państwowej w społeczeństwie zakończyła się tym, że reżim nie był w stanie obronić fundamentu ideologicznego, który budował przez ponad ćwierć wieku. W związku z tym uruchomiono stare wątki historyczne i mitologie, a w centrum umieszczono oczywiście wielką wojnę ojczyźnianą. Nawiązanie do przeszłości zasadzało się na tym, że legitymizacja władzy opierała się na jej zdolności do ochrony „świętych” wartości. Wielka wojna ojczyźniana jest święta – chronimy jej świętość przed wrogami – nacjonalistami, faszystami i nazistami, czyli tymi, którzy demonstrują pod flagą Białoruskiej Republiki Ludowej.

Generalnie rzecz biorąc przeciwstawianie nowoczesności mitologemów wojny stało się na Białorusi technologią polityczną wcześniej niż w Rosji. Od lat 90. w środowisku Łukaszenki rozpowszechniana jest teza o wykorzystywaniu Białoruskiej Republiki Ludowej przez niemieckich kolaborantów w czasie wojny, więc ci, którzy obecnie odwołują się do przeszłości BRL, to także faszyści. Likwidowanie działalności opozycji nakierowanej na budowanie białoruskości opierało się także na narracji o czasie wojny. Wewnętrzni wrogowie reżimu byli świadomie kojarzeni z faszyzmem, Hitlerem, Kubą itp. Na społeczeństwo białoruskie lat 90., w którym przez długi czas dominowała sowiecka tożsamość, działało to jak czerwona płachta na byku.

W latach dziesiątych XXI wieku, kiedy linia polityczna białoruskiego reżimu opierała się na koncepcji „trzeciej drogi” – funkcjonowania niezależnie od Rosji i Europy, pomiędzy nimi – mit wojenny stał się częścią działania politycznego nakierowanego na doprowadzenie do ideologicznej autonomii Białorusi. Do 2020 roku wydawało się, że powrót do narracji Wielkiego Zwycięstwa możliwy jest jedynie we współpracy z Rosją. Jednak po masowych protestach władzom nie pozostały już żadne użyteczne argumenty ideologiczne – zostały zmuszone do powrotu do starej mitologii. Wielka wojna ojczyźniana stała się papierkiem lakmusowym lojalności nie tylko wobec Łukaszenki, ale także testem akceptacji rosyjskich narracji na temat wojny rosyjsko-ukraińskiej. Białoruscy propagandyści zaczęli każdego, kto się z tymi narracjami nie zgadzał, a właściwie każdego, kto w taki czy inny sposób wyraża swoje stanowisko, określać mianem faszystów i neonazistów. Zadanie to nie jest łatwe – przekonać ludzi, że wydarzenia, które rozegrały się w połowie XX wieku wywarły trwały wpływ na całe państwa i setki tysięcy ludzi.

Terminologiczne wiązanie współczesnych zdarzeń z wydarzeniami II wojny światowej nie ma absolutnie żadnych podstaw, ale niestety ten zabieg sprawdza się, także w Białorusi. Narracja o wielkiej wojnie ojczyźnianej odzwierciedla obrzydliwy wizerunek białoruskiego rządu.

Nie powinno się czynić łatwych uogólnień i mówić, że ktoś może rozumieć okropieństwa II wojny światowej, mieć historię rodzinną związaną z tymi wydarzeniami i równocześnie wypowiadać się na przykład przeciwko wojnie na Ukrainie czy nie wspierać Rosji. Ale tutaj mówimy o tym, jak mocno dana osoba akceptuje ogólny mitologem wielkiej wojny ojczyźnianej. I jak silnie w związku z tym wpływać na niego będą propagandowe narracje twierdzące, że  „nie wszystko jest takie jednoznaczne w sprawie wojny rosyjsko-ukraińskiej”, mówiące o banderowcach itp. Wielka wojna ojczyźniana to nie narzędzie pamięci – to środek ideologicznej i politycznej manipulacji, wykorzystywany przez autorytarne reżimy w Rosji i w Białorusi. Narracja o II wojnie światowej powinna zaś służyć uhonorowaniu pamięci ofiar tamtych wydarzeń.

Zdjęcie: UDF.by / archiwum

Autor: Anton Saifullayeu

redaktor naczelny, adiunkt w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Doktor nauk humanistycznych (UW). Zajmuje się teorią postkolonialną, antropologią kulturową Europy Wschodniej, teorią historiografii, białoruską historią idei politycznej i intelektualnej. Kontakt: [email protected]

Zobacz wszystkie wpisy od Anton Saifullayeu → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *