W więźniarce pojawił się gaz. Opowieść lekarki o torturach stosowanych przez służby bezpieczeństwa – tylko dla osób o mocnych nerwach

Irina Markiełowa pracuje jako lekarz-endoskopista w Centrum Medycznym ŁODE. W zeszłą niedzielę trafiła do aresztu śledczego prosto ze spaceru ulicami Mińska, na który wybrała się z grupą znajomych. Zgodnie z informacjami Radia Swoboda przekazujemy relację lekarki z aresztowania.

Irina została zatrzymana w pobliżu Pałacu Sportu, a następnie zaprowadzona do więźniarki z celami. „Poczuliśmy jakiś zapach – tak jakby wpuszczono gaz. Wszyscy zaczęli kaszleć. Miałam wrażenie, że nie mogę oddychać. Dostałam duszności krtaniowej (zachodzi, gdy struny głosowe są całkowicie zamknięte) – nie mogłam wziąć wdechu ani zrobić wydechu. Człowiekowi wydaje się, że umiera. Bardzo łatwo jest umrzeć z powodu uduszenia. Moje sąsiadki zaczęły krzyczeć, że ktoś się źle poczuł. Ale nikt nas nie słyszał, bo drzwi były zamknięte. Wcześniej mężczyzn wyrzucano na korytarz między celami i bito. Być może ktoś został spryskany gazem i my także dostaliśmy.”

Irina i reszta zatrzymanych osób zostali wysadzeni z więźniarki przy Urzędzie Spraw Wewnętrznych Dzielnicy Zawodskaja: „Staliśmy na ulicy twarzą do ściany przez 10-15 minut, a potem przeprowadzono nas do sali, gdzie było wielu pobitych. Niektórzy mieli pomalowane twarze, obcięte włosy, kuleli.”

Lekarce odebrano łańcuszek z krzyżykiem oraz kolczyki, a następnie przewieziono do miasta Żodzino:

„Przy wejściu do budynku więzienia, podobnie jak w więźniarce, wisiała biało-czerwono-biała flaga. Jedna kobieta próbowała nie nadepnąć na flagę – została za to uderzona.”

Zmuszali nas do chodzenia w kucki po korytarzach, jak gęsi. Emeryci w wieku 60-70 lat również byli do tego zmuszani. Jedna kobieta nie mogła sobie poradzić, miała problemy ze stawami. W tym samym czasie strażnik krzyczał: „Wstawaj! Dzięki tobie wszyscy będą tak chodzić do samego końca.” Nie można tego nazwać inaczej niż torturą.

Zostaliśmy rozebrani do naga i zbadano nawet nasze krocze. Potem zabrali mnie do celi. Na 12 osób było tylko 6 metalowych prycz. Wszyscy leżeli parami. Miałam na sobie kombinezon narciarski, więc nie odczuwałam takiego bólu jak reszta osadzonych.

„W nocy przywieźli więcej kobiet – w celi dla 6 osób było nas 27, nie można było oddychać. Nie starczało nam tlenu. Nie dostawaliśmy jedzenia dłużej niż dobę.”

Irina miała „szczęście”. Tego samego dnia została wysłana do sądu, po czym wróciła do domu – jej sprawa została odesłana do ponownego rozpatrzenia i otrzymała wezwanie do sądu na 23 listopada. Mniej „szczęścia” miał mąż Iriny, chirurg w Mińskim Naukowo-Praktycznym Centrum Chirurgii, Transplantologii i Hematologii, Dmitrij Markiełow. Obecnie przebywa w areszcie za udział w akcji solidarnościowej między lekarzami i studentami, która odbyła się 2 listopada.

Przetłumaczono z https://kyky.org/news/v-avtozake-byl-gaz-rasskaz-medika-o-pytkah-silovikov-ne-dlya-slabonervnyh

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *