Państwo nadopiekuńcze

„Republika Białorusi to państwo opiekuńcze, którego celem jest stworzenie warunków zapewniających społeczeństwu godne życie i nieskrępowany rozwój”. To zdanie pojawia się na wszystkich rządowych stronach internetowych. Białoruski reżim od lat powtarza je jak mantrę. Łukaszenka połączył pojęcie stabilności materialnej i politycznej z polityką socjalną, tworząc w ten sposób prawdopodobnie najważniejszy białoruski mit o dobrobycie i porządku. Tymczasem w polityce państwowej nie ma dziś żadnych elementów prospołecznych. Nawet ta względna wolność wyboru, która istniała w Białorusi wcześniej, zniknęła. Czy Białoruś była państwem opiekuńczym i co to w ogóle oznacza?

Zastanówmy się najpierw nad pierwszą częścią pytania. Tak, Białoruś była państwem opiekuńczym, ale jedynie w sensie stosowanej narracji, a nie realnej polityki. Do niedawna ta specyficzna polityka prospołeczna władz polegała na tym, że, obejmując władzę na początku okresu postsowieckiego rozkładu kraju, młody polityk Alaksandr Łukaszenka obiecywał, że nie sprzeda kraju, będzie wypłacał emerytury, utrzyma bezpłatną edukację i medycynę. Później, na początku XXI wieku, opowieść o państwie opiekuńczym skupiła się na klasycznych, białoruskich hasłach „w imię stabilności”, „w imię pokoju” i „żeby nie było wojny”. Tej specyficznej wizji polityki prospołecznej w Białorusi towarzyszyły prześladowania polityczne oponentów, zabójstwa polityków i dziennikarzy, ograniczanie wolności słowa i cenzura. Ceną białoruskiej stabilności jest ogromny aparat władzy, który został powołany do pilnowania owej stabilności i polityki prospołecznej.

Propagandowa opowieść o spokojnej radziecko-nowoczesnej wyspie państwa socjalnej równowagi, kierowanej przez Baćkę została z powodzeniem wyeksportowana do krajów postsowieckich.

Ten pozytywny stereotyp tak zwanego białoruskiego cudu gospodarczego i społecznego zakorzenił się nie tylko w Rosji, ale także w Ukrainie, gdzie Łukaszenka przez długi czas, aż do rosyjskiej agresji na Ukrainę, był postrzegany jako szanowany polityk zagraniczny. Wizerunek ten był utrzymywany dzięki czystości ulic i „gospodarskiemu” wizerunkowi samego Łukaszenki. Ale ta narracja przestała działać na białoruskie społeczeństwo na początku 2010 roku. Zmieniły się Dorosły młodsze pokolenia, a wraz z nimi pojawiły się nowe potrzeby i wizja tego, jak powinno wyglądać państwo dobrobytu. W kraju graniczącym z Unią Europejską samo wypłacanie emerytur i pensji w terminie oraz utrzymywanie podstawowych instytucji opieki socjalnej nie wystarczało. Pokolenie, które dorastało w dobie internetu i swobodnych podróży nie potrzebowało zwykłej stabilizacji, potrzebowało rozwoju. I wydawało się, że uda się to zapewnić, rozwijając małą przedsiębiorczość i sektor IT, ale nadszedł rok 2020 i tak zwana białoruska polityka prospołeczna odeszła w niebyt.

A właściwie już od połowy lat dwutysięcznych wszystkie dawne postulaty Łukaszenki zaczęły się dezaktualizować. W połowie lat dziewięćdziesiątych 30-40 procent sektora edukacyjnego stało się płatne, a usługi medyczne były dostępne według starej zasady – chcesz lepiej, to płać. Po 2015 roku stało się jasne, że główny elektorat Łukaszenki nie był objęty jego polityką prospołeczną. Emerytury rosły minimalnie, a w 2017 r. weszła w życie reforma, która podniosła wiek emerytalny o 3 lata dla mężczyzn i kobiet. Młode rodziny niemal wcale nie były w stanie  kupić mieszkania na własność. Równocześnie, choć programów społecznych nie było, to utrzymano na przykład przymusowe zatrudnienie po studiach.

Właściwie jednym z ostatnich pomysłów polityków białoruskiego reżimu jest wprowadzenie przymusowego zatrudnienia także dla osób, które zapłaciły za swoją edukację. Można uznać, że pomysł ten oparty jest na zasadzie sprawiedliwości społecznej. Jeśli chcesz się wykształcić w kraju, który w wielu sferach edukacji nie radzi sobie najlepiej, to powinieneś to odpracować dla państwa przez określoną liczbę lat. Nie zapominajmy też o służbie wojskowej obowiązkowej dla męskiej populacji kraju, niezależnie od tego, czy dana osoba studiuje czy nie.

Sprawa skierowania do obowiązkowej pracy po studiach jest oddzielnym punktem „polityki prospołecznej” państwa. Wyobraźmy sobie, że osoba zdobywa wykształcenie i nie posiadając odpowiednich powiązań, zmuszana jest do pracy w wyznaczonym miejscu.  Oczywiste jest, że w ten sposób łata się dziury w polityce kadrowej w szkołach, szpitalach czy instytucjach państwowych. Pozostaje jednak pytanie, na ile taka osoba będzie zmotywowana do poświęcenia 2 lat swojego życia na taką pracę.

Oczywiście jednym z głównych „osiągnięć”” polityki prospołecznej państwa jest podatek „na darmozjadów”. Jeśli z jakiegoś powodu nie chcesz lub nie możesz pracować, to powinieneś odprowadzić  podatek do skarbu państwa. Koncept ten wydaje się zdecydowanie antyspołeczny.

Trzeba podkreślić, że narracja uwypuklająca polityki zorientowane społecznie jest charakterystyczną cechą systemów totalitarnych i autorytarnych. Prawdziwe państwa opiekuńcze nie trąbią o polityce prospołecznej na każdym rogu, nie rozwieszają plakatów propagandowych. Białoruski reżim był uprawomocniony wyborami do 2020 roku. Oczywiście – były one nieuczciwe i sfałszowane. Ale rytuał wyborczy służył jako demonstracja poparcia ludzi i miał ogromne znaczenie dla ideologicznego balonu, na którym trzymała się władza. W 2020 r., kiedy balon pękł, także i narracja o celach społecznych przestała mieć sens. Została zastąpiona konceptami obowiązku i powinności.

Aby móc być nazywanym państwem opiekuńczym, trzeba szanować podstawowe prawa obywateli. Nie więzić ludzi za ich poglądy, nie wysyłać ich do pracy w odległych wioskach tylko dlatego, że dana osoba zdobyła wykształcenie i umiejętności dzięki własnym umiejętnościom, nie pobierać podatku od osób, które nie pracują.

Dla białoruskiego reżimu socjal oznacza bolszewicką równość. Oznacza to, że jeśli wszyscy cierpią to i ty powinieneś cierpieć. A jeśli nie cierpisz, to jesteś wrogiem.

Dla nomenklatury Łukaszenki – polityka prospołeczna, nawet jeśli nie jest pustosłowiem, oznacza utrzymanie minimalnego poziomu zadowolenia społeczeństwa z warunków życia i pracy. Stabilność społeczna została zastąpiona strachem społecznym i strategiami przetrwania. I za tę „stabilność” społeczeństwo płaci bardzo wysoką cenę.

Zdjęcie: stratagema.org

Autor: Anton Saifullayeu

redaktor naczelny, adiunkt w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Doktor nauk humanistycznych (UW). Zajmuje się teorią postkolonialną, antropologią kulturową Europy Wschodniej, teorią historiografii, białoruską historią idei politycznej i intelektualnej. Kontakt: [email protected]

Zobacz wszystkie wpisy od Anton Saifullayeu → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *