Czy jest możliwe otwarcie białoruskiego frontu?

Po uznaniu przez Putina tzw. DRL i ŁRL pozostaje coraz mniej możliwości dyplomatycznego rozwiązania konfliktu w Donbasie i ogólnie napiętej sytuacji na Ukrainie. Rosyjsko-białoruskie ćwiczenia wojskowe zostały przedłużone na czas nieokreślony, co oznacza, że wojska rosyjskie nadal będą zgromadzone wokół granicy ukraińsko-rosyjskiej i ukraińsko-białoruskiej oraz – po wspomnianym uznaniu DRL i ŁRL – na niekontrolowanych przez rząd ukraiński terytoriach obwodów donieckiego i ługańskiego.

Wobec tego porozumienia mińskie są już nieaktualne. Jedyny dokument, który w jakimś stopniu zabezpieczał Donbas od prowadzenia aktywnych działań wojskowych, został faktycznie anulowany wskutek decyzji rosyjskiego prezydenta.

Natomiast uznanie obydwu separatystycznych republik w granicach całych obwodów donieckiego i ługańskiego, stwarza casus belli dla odnowienia wojny na dużą skalę.

Czego w tej sytuacji można oczekiwać od Alaksandra Łukaszenki? Po tym, jak w końcu listopada zeszłego roku uznał on Krym za część Federacji Rosyjskiej, można śmiało stwierdzić, że reżim w Mińsku nie planuje jakiegokolwiek odnowienia współpracy gospodarczej z Ukrainą w szerszym wymiarze. Poza tym w ostatnich tygodniach Łukaszenka nie raz twierdził, że w przypadku konfliktu, wojska białoruskie będą po stronie rosyjskiej.

W przypadku, jeśli Rosja zdecyduje jednak o pełnowymiarowej inwazji na Ukrainę, pozostaje pytanie, jaką praktyczną rolę będzie odgrywała Białoruś, gdyż część wojsk rosyjskich jest zgromadzona na jej terytorium przy ukraińskiej granicy.

Nie biorąc pod uwagę czynników ściśle wojskowych, z politycznego punktu widzenia inwazja z terytorium Białorusi jest mało prawdopodobna. Białoruś graniczy na południu z obwodami wołyńskim, rowieńskim, żytomierskim, kijowskim oraz czernihowskim. Oprócz tego, że obwody te tradycyjnie są wyraźnie proukraińskie, nie wchodzą one do wielokrotnie  wymienianej przez Putina strefy „południowo-wschodniej”, która wydaje się najbardziej zagrożona z punktu widzenia ewentualnej pełnowymiarowej inwazji rosyjskiej.

W takim przypadku, rosyjskie wojska zgromadzone na granicy białorusko-ukraińskiej miałyby tworzyć napięcie, które nie pozwalałoby wojsku ukraińskiemu całkowicie skupić się na obronie terenów południowo-wschodnich.

Z kolei w odniesieniu do stanowiska Alaksandra Łukaszenki wygląda na to, że po wydarzeniach 2020 roku oraz podpisaniu tzw. map drogowych, białoruski dyktator stracił jakąkolwiek podmiotowość oraz możliwość prowadzenia własnej polityki na arenie międzynarodowej. O ile  sytuację z 2014 roku Łukaszenka, manewrując pomiędzy europejskimi potęgami, wykorzystał, aby odzyskać możliwość dialogu z Zachodem oraz pogłębić współpracę gospodarczą z Ukrainą, o tyle teraz nie ma już mowy o żadnych korzyściach dla reżimu Łukaszenki. Białoruś jest wyłącznie narzędziem w interesach rosyjskich i zupełnie nie chodzi o prowadzenie przez nią jakiejś własnej gry na tle dużego geopolitycznego konfliktu.

Zdjęcie: AP Photo

Autor: Oleksandr Shevchenko

redaktor działu BIAŁORUŚ PO TYGODNIU, absolwent stosunków międzynarodowych na Odeskim Uniwersytecie Narodowym oraz Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Doktorant Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Pracował w departamencie integracji europejskiej Ministerstwa Rozwoju Gospodarczego Ukrainy. Analityk Europejskiego Centrum Projektów Pozarządowych. Członek Zespołu Analitycznego „Białoruś w regionie”.

Zobacz wszystkie wpisy od Oleksandr Shevchenko → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *