Nie spuszczać Łukaszenki z oka

Pewnym znakiem, że rosyjskie działania wojenne przeciwko Ukrainie nie idą dobrze, jest to, że szczury, które wspierały inwazję Władimira Putina na ten kraj, zaczynają uciekać ze statków – przynajmniej tych, których Ukraińcy jeszcze nie zatopili. Jednym z tych szczurów jest Alaksandr Łukaszenka, nielegalnie zajmujący stanowisko prezydenta dyktator Białorusi od 28 lat. W niedawnym wywiadzie dla Associated Press zdawał się łagodnie krytykować rosyjską kampanię wojskową przeciwko Ukrainie. „Mam wrażenie, że ta operacja się przeciąga” – powiedział.

Oznacza to zmianę w postawie Łukaszenki, który jednoznacznie opowiedział się po stronie Putina, gdy ten podejmował decyzję o inwazji. Umożliwił nawet siłom rosyjskim wykorzystanie terytorium Białorusi do przeprowadzenia jednego z natarć. Łukaszenka nie wysłał białoruskich wojsk do walki, w dużej mierze z obawy o reakcję wewnętrzną, ale zrobił niemal wszystko, by wesprzeć rosyjską kampanię wojskową.

Społeczność międzynarodowa musi już teraz przygotować się do podjęcia działań przeciwko Łukaszence, gdy Putin wycofa swoje wsparcie – a niechybnie tak będzie.

Za współudział w putinowskich zbrodniach wojennych i zbrodniach przeciwko ludzkości – a także za brutalne rozprawienie się z Białorusią po zawłaszczeniu wyborów prezydenckich w 2020 roku – Łukaszence należy się miejsce na ławie oskarżonych w Hadze u boku Putina.

Międzynarodowa Sieć Działań Strategicznych na rzecz Bezpieczeństwa (iSANS) sporządziła listę działań, którymi Łukaszenka wspierał Rosję: zezwolenie na korzystanie z białoruskich lotnisk przez rosyjskie samoloty; zezwolenie na korzystanie ze stanowisk zwiadowczych i wyrzutni rakietowych, a także na bezpośrednie wystrzeliwanie rakiet z białoruskiego terytorium i przestrzeni powietrznej; udostępnienie białoruskiej infrastruktury kolejowej na potrzeby dostaw rosyjskich żołnierzy, sprzętu i amunicji, czy kwaterowanie rosyjskiego personelu wojskowego w Białorusi. Łukaszenka zezwolił nawet na wykorzystanie białoruskich szlaków kolejowych i samochodowych do transportu mienia zrabowanego w Ukrainie przez rosyjskich maruderów.

W marcu Białoruś była jednym z zaledwie pięciu krajów, które głosowały przeciwko rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ potępiającej rosyjską inwazję – wraz z Syrią, Koreą Północną, Erytreą i Rosją. Łukaszenka groził krajom wspierającym obronę Ukrainy, a nawet ostrzegał przed ewentualnym użyciem broni jądrowej. Był wyraźnym współsprawcą okrutnych działań Putina.

Od rozpoczęcia inwazji 24 lutego siły rosyjskie poniosły duże straty z powodu bohaterskiej obrony Ukrainy, a wiele ciał Rosjan poległych w akcji zostało wysłanych do Białorusi. Dzięki temu Łukaszenka ma świadomość, jak źle przebiega kampania, i wydaje się, że teraz próbuje znaleźć wyjście z sytuacji.

We wspomnianym wywiadzie dla Associated Press Łukaszenka nie tylko stwierdził, że nie spodziewał się, iż wojna w Ukrainie „będzie się tak ciągnęła”, ale także próbował zaprezentować się jako rozjemca między Rosją a Ukrainą. Stwierdził, że robi „wszystko”, co w jego mocy, by powstrzymać trwający od 10 tygodni konflikt. Próbował również zapewnić Europę, że Białoruś „nikomu nie zagraża i nie zamierzamy zagrażać”.

Powiedział agencji AP: „Rozpętanie jakiegoś konfliktu, jakiejś wojny tu, na Zachodzie, absolutnie nie leży w interesie państwa białoruskiego. Dlatego Zachód może spać spokojnie”.

Wszelkie pomysły dotyczące użycia broni jądrowej są „nie do przyjęcia”, ponieważ Ukraina graniczy z Białorusią, powiedział AP. „Nie jesteśmy za oceanem, jak Stany Zjednoczone. Jest to również nie do przyjęcia, ponieważ może wybić naszą ziemską kulę z orbity i wtedy polecimy nie wiadomo dokąd. Czy Rosja jest do tego zdolna – to pytanie, które trzeba zadać rosyjskim przywódcom”.

W tym samym wywiadzie Łukaszenka przyznał, że musi stąpać po cienkiej linii: Nazwał Putina swoim „starszym bratem” i powiedział, że prezydent Rosji nie ma „bliższych, bardziej otwartych czy przyjacielskich stosunków z żadnym z przywódców światowych poza prezydentem Białorusi”.

Zachód nie może dać się nabrać na rzekomą zmianę poglądów Łukaszenki. Wygnana liderka sił demokratycznych Swiatłana Cichanouska, osoba, która w rzeczywistości wygrała wybory prezydenckie w 2020 roku, skradzione przez Łukaszenkę, napisała na Twitterze lekceważąco, że wywiad Łukaszenki z AP był „desperacką próbą zachowania twarzy” i ostrzegła Zachód, aby nie dał się ponownie nabrać. „Jest patologicznym kłamcą, wspólnikiem Putina i musi zostać postawiony przed sądem za to, co dzieje się w Ukrainie” – napisała.

Rządy państw zachodnich muszą zrozumieć, że skoro Putin stoi przed perspektywą porażki w Ukrainie, będzie miał mniej środków na wspieranie reżimu Łukaszenki. Oznacza to, że po raz pierwszy od dłuższego czasu istnieje nadzieja, że rosyjskie wsparcie dla Łukaszenki zniknie, a wraz z nim zniknie sam Łukaszenka.

Łukaszenka „nie jest obserwatorem czy neutralną stroną, lecz aktywnym współsprawcą zbrodni agresji” – zauważa iSANS w nieopublikowanym jeszcze raporcie. „Trwająca wojna musi zostać uznana za wspólną operację Federacji Rosyjskiej i jej marionetkowego reżimu (pod przywództwem Łukaszenki), który nielegalnie zarządza terytorium Republiki Białorusi”.

Łukaszenka od wielu lat utrzymuje się przy władzy dzięki finansowemu, politycznemu i militarnemu wsparciu Putina. Wyraźnie przegrawszy wybory prezydenckie w 2020 roku, uciekł się do najgorszego stłumienia pokojowych protestów w ciągu trzech dekad niepodległości tego kraju.

Putin nie tylko poparł go politycznie i uznał za legalnie wybranego prezydenta, ale zapewnił mu też wsparcie w postaci pomocy służb bezpieczeństwa, dostaw amunicji, finansowania i działań propagandowych (rosyjscy prezenterzy telewizyjni wkroczyli do akcji, kiedy białoruscy prezenterzy zrezygnowali ze swoich stanowisk, aby zaprotestować przeciwko prześladowaniom), które uratowały mu życie. Bez tego impulsu z Moskwy Łukaszenka prawdopodobnie zostałby odsunięty od władzy w wyniku pokojowych protestów społecznych i zwalniania się funkcjonariuszy białoruskiego aparatu bezpieczeństwa.

Po interwencji Putina Łukaszenka stał się jeszcze większym zagrożeniem w Europie, nie tylko w granicach Białorusi. W maju 2021 roku porwał cywilny samolot pasażerski, który znajdował się w białoruskiej przestrzeni powietrznej, aby przejąć znajdującego się na pokładzie krytycznego wobec jego rządów blogera. Naraził tym samym na niebezpieczeństwo wszystkich pasażerów i załogę.

Latem i jesienią ubiegłego roku wykorzystał tysiące migrantów i uchodźców z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji Południowej, aby ukarać Polskę, a przede wszystkim Litwę, za popieranie sankcji przeciwko jego reżimowi. W obu przypadkach miał pełne poparcie Putina.

W miarę jak Łukaszenka stawał się coraz bardziej zależny od Putina, aby utrzymać się u władzy, zrzekał się na rzecz Rosji suwerenności i integralności terytorialnej Białorusi. W zasadzie uczynił z Białorusi państwo satelickie swojego większego sąsiada. Aby utrzymać się u władzy świadomie zrezygnował z białoruskiej niepodległości i suwerenności na rzecz Rosji we wszystkich kluczowych obszarach zarządzania: wojska, bezpieczeństwa narodowego, przestrzeni informacyjnej, stosunków zagranicznych i polityki gospodarczej.

O jego winie świadczy fakt, że po wspólnych ćwiczeniach wojskowych pozwolił 30 tys. rosyjskich żołnierzy pozostać w kraju i wykorzystać Białoruś jako bazę wypadową do rozpoczęcia kampanii przeciwko stolicy Ukrainy, Kijowowi. W rzeczywistości, jak zauważa iSANS we wspomnianym nieopublikowanym tekście, działania reżimu Łukaszenki pod względem prawnym kwalifikują się jako akt agresji. Artykuł 3 rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ nr 3314 (XXIX) definiuje agresję jako „działanie państwa polegające na dopuszczeniu do tego, aby jego terytorium, które oddało do dyspozycji innego państwa, zostało użyte przez to inne państwo do popełnienia aktu agresji przeciwko trzeciemu państwu”.

Do końca kwietnia około 85% rosyjskich żołnierzy zostało rozmieszczonych na wschodzie i południu Ukrainy, gdzie uczestniczą w działaniach zbrojnych. Ale 15% pozostaje na Białorusi i od czasu do czasu ostrzeliwuje Ukrainę z ziemi i powietrza, wykorzystując Białoruś jako bazę. Putin mógłby sprowadzić część sił rosyjskich z powrotem na Białoruś i zagrozić nowymi atakami na Ukrainę lub agresywnymi działaniami wobec Polski i krajów bałtyckich. Nie można nawet wykluczyć rozmieszczenia na Białorusi rosyjskiej taktycznej broni jądrowej.

Pomimo kapitulacji Łukaszenki wobec Putina, zdecydowana większość Białorusinów sprzeciwia się inwazji Rosji na Ukrainę. Niektórzy robią, co mogą, aby zablokować dostęp Rosji do swojego sąsiada; inni przyłączyli się do walk po stronie Ukrainy.

W lutym tysiące ludzi wyszło na ulice Białorusi, domagając się powstrzymania inwazji Rosji na Ukrainę. Aresztowano wtedy ponad 800 osób. Ogółem od początku wojny za demonstracje w Białorusi aresztowano około 1500 osób.

Obywatele Białorusi przeprowadzili ponad 80 akcji sabotażowych na kolei, ryzykując wolność i życie. Szeroka sieć lokalnych aktywistów w Białorusi codziennie śledzi i informuje o lokalizacji, ruchach i działaniach wojsk rosyjskich w Białorusi.

Wojna zbiera w Białorusi żniwo ekonomiczne, co także wpływa na sposób myślenia Łukaszenki. MFW przewiduje, że w tym roku białoruska gospodarka skurczy się o 6,4 procent. To tylko zwiększy niezadowolenie obywateli, a przy utrzymującym się autorytaryzmie Łukaszenki i skorumpowanym, złym zarządzaniu gospodarką wywoła większy sprzeciw wobec jego pozostania u władzy.

Rozgrywanie Rosji i Zachodu przeciwko sobie, aby uzyskać jak najlepsze warunki od obu stron, to stara sztuczka Łukaszenki. Niestety, Zachód już zbyt wiele razy dał się na nią nabrać. Łukaszenka i jego sługusy wysyłają do zachodnich stolic sygnały, że może on być pomocny w rozwiązaniu problemu wojny w Ukrainie. Jego „minister spraw zagranicznych” Władimir Makiej 6 kwietnia wezwał ministrów spraw zagranicznych UE do wznowienia dialogu z Mińskiem i zapomnienia „szeregu niefortunnych wypadków” z ostatnich kilku lat. Przywódcy państw zachodnich powinni z miejsca odrzucić te propozycje.

W świetle wydarzeń wewnętrznych na Białorusi oraz poparcia Łukaszenki dla wojny Putina z Ukrainą, społeczność międzynarodowa musi nadal traktować go jako całkowicie przywódcę pozbawionego legitymizacji. Europa i Stany Zjednoczone powinny uwzględnić w swoich planach możliwość odsunięcia Łukaszenki od władzy, zwłaszcza jeśli Putin przestanie go wspierać. Kiedy to nastąpi, społeczność międzynarodowa powinna być gotowa do postawienia go przed sądem za szereg nadużyć, których się dopuścił. A potem powinna być gotowa wspierać Białoruś w jej ostatecznym przejściu do fazy połukaszenkowskiej.

„Nie należy zapominać, że Łukaszenka i jego współpracownicy to przestępcy. Są odpowiedzialni za fałszerstwa wyborcze, masowe tortury, brutalne pobicia i zabójstwa protestujących, pozbawienie wolności ponad tysiąca więźniów politycznych i zatrzymanie ponad 45 tysięcy osób od sierpnia 2020 roku, zmuszenie setek tysięcy ludzi do ucieczki z kraju przed represjami, eliminację społeczeństwa obywatelskiego i niezależnych mediów oraz szerzenie mowy nienawiści wobec krytyków reżimu w propagandowych mediach” – przypomina w swej analizie iSANS. Dlatego, Cichanouska powinna zostać uznana za prawowitego tymczasowego przywódcę kraju. W końcu to ona, a nie Łukaszenka, wygrała wybory prezydenckie w 2020 roku zdecydowaną większością głosów.

Dzięki heroizmowi i odwadze Ukraińców walczących o swój kraj społeczność międzynarodowa ma szansę zadać Putinowi poważny, a może nawet śmiertelny cios. To także okazja, by to samo zrobić z Łukaszenką. Bez poparcia Putina Łukaszenka jest skończony. Wtedy po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat Białoruś podąży w bardziej demokratycznym kierunku i stanie się normalnym krajem europejskim.

Autorzy: Vlad Kobets i David J. Kramer, źródło: iSANS

Oryginalny artykuł można znaleźć na stronie The Dispatch

Zdjęcie: Unsplash / Dea Piratedea

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *