Łukaszenka w mundurze sojusznika

Zakończenie operacji Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) w Kazachstanie nie spowodowało, że Alaksandr Łukaszenka zmniejszył swoją aktywność wojskową i polityczną. Podczas swojego wystąpienia opowiedział nie tylko o zaplanowanej „wspólnie z Putinem” w ciągu jednej godziny operacji w największym państwie Azji Środkowej, ale ogłosił także, że białorusko-rosyjskie ćwiczenia „Sojusznicza Stanowczość” zostaną przeprowadzone w lutym.

Władcy autorytarni mają skłonność do występowania publicznie w mundurach wojskowych. Łukaszenka nie jest wyjątkiem, choć nie zrobił błyskotliwej kariery wojskowej.

Co więcej, w ciągu 30 lat niepodległości białoruskie wojsko nigdy nie uczestniczyło w wojnie i praktycznie nie brało udziału w międzynarodowych operacjach pokojowych (rajd na Kazachstan mimo wszystko się nie liczy). Trudno je zatem uznać za gotowe do wykonania każdego rozkazu danego przez władze. Nawet przeprowadzone po sierpniu 2020 roku przetasowania w kierownictwie wojska i organów ścigania nie przekształciły Sił Zbrojnych Białorusi w sprawną machinę wojskową. Zakup przez Łukaszenkę w 2021 roku rosyjskiej broni za 1 mld USD wygląda raczej na legalizację rosyjskiej obecności wojskowej na terytorium Białorusi, a nie modernizację sił zbrojnych.

W swojej agresywnej retoryce Łukaszenka nie mógł nie wspomnieć o Ukrainie, oskarżając ją o gromadzenie sił zbrojnych przy granicy z Białorusią. Łukaszenka nie wstydził się powtórzyć rosyjskiej tezy o „nacjonalistach z Gwardii Narodowej”, którzy są „straszniejsi niż NATO-wcy”. Stosowanie takich sformułowań jest symptomatyczne. Tymczasem operacja „Polesie” ukraińskich pograniczników i Gwardii Narodowej na terenach graniczących z Białorusią rozpoczęła się już w listopadzie 2021 roku i była spowodowana kryzysem migracyjnym na granicy białorusko-polskiej. Inny fakt: sporo jednostek ukraińskiej Gwardii Narodowej porusza się ciężarówkami MAZ, które zakupiono w Białorusi całkiem niedawno, gdy Łukaszenka był jeszcze gotów przyjechać do Ukrainy traktorem, a nie czołgiem.

Fakt, że Alaksandr Grigoriewicz występuje jako promotor ćwiczeń białorusko-rosyjskich jest oczywistym potwierdzeniem wymuszonego zbliżenia Mińska z Kremlem.

Jak znacząca jest „Sojusznicza Stanowczość” tego zbliżenia, nie zależy od Łukaszenki.

Ćwiczenia odbyły się w dniach 10-20 lutego, ale rosyjskie wojska nadal stacjonują na Białorusi, jakby sugerowały Zachodowi, że powinien lepiej przemyśleć rosyjskie propozycje dotyczące gwarancji bezpieczeństwa. I – oczywiście – zwiększając presję psychologiczną na Kijów. Scenariusz manewrów zakładał ćwiczenie odpierania agresji z Polski, Litwy i Ukrainy. Myślę, że nie ma potrzeby, by wyjaśniać, kto w praktyce politycznej posługuje się mitem oblężonej twierdzy. Znacznie ciekawsze jest pytanie: czy Łukaszenka będzie mógł wrócić do swojego gabinetu z „białoruskiego balkonu”, jeśli Rosja zdecyduje się grać na zaostrzanie sytuacji w Europie, lekceważąc opinię swojego sojusznika?

Przypominam, że zastępca sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Serhij Demediuk powiedział agencji informacyjnej Reuters, że ostatni atak hakerski na ukraińskie serwery rządowe mógł być przeprowadzony przez przedstawicieli grupy UNC1151, która ma siedzibę w Białorusi i wcześniej atakowała inne państwa sąsiadujące z tym krajem. Trzeba przypomnieć, że grupy hakerskie tego typu to tak naprawdę najemnicy, działający pod nadzorem służb specjalnych. Rosyjskie służby wielokrotnie je wykorzystywały.

Delegowanie do Mińska na rosyjskiego ambasadora Borysa Gryzłowa (przedstawiciele dyplomatyczni Moskwy w stolicy jej głównego sojusznika zmieniają się jak w kalejdoskopie) sugeruje, że stosunki rosyjsko-białoruskie przestaną być wreszcie polem wiecznych negocjacji. Moskwa spróbuje przełączyć zarządzanie Białorusią na tryb ręczny. Słynne zdecydowanie Gryzłowa i jego bliskie relacje z Putinem nie pozostawiają co do tego wątpliwości. Jego możliwości wpływu w Białorusi wzmacnia fakt, że Łukaszenka ma niewielkie pole manewru. Fakt, że Gryzłow zachował status szefa rosyjskiej delegacji w Trójstronnej Grupie Kontaktowej ds. uregulowania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego nie powinien mylić. Negocjacje w sprawie uregulowania konfliktu w Donbasie są praktycznie zamrożone.

Czego Alaksandr Łukaszenka może się spodziewać w najbliższym czasie, poza możliwością paradnego uczestnictwa w „Sojuszniczej Determinacji”? Co najmniej propozycji stałego stacjonowania wojsk rosyjskich w Białorusi, być może pod przykrywką jednostek białoruskich.

Kolejnym elementem białorusko-rosyjskiej przyjaźni na obecnym etapie jest zaciągnięcie Łukaszenki na Krym na obchody rocznicy jego „powrotu do macierzy”.

Moskwa jest wyraźnie zmęczona brakiem wizyt oficjalnych delegacji na zajętym w 2014 roku półwyspie i będzie próbowała wykorzystać formalną suwerenność Białorusi do własnych celów.

Nawet to, że Łukaszenka ma duże doświadczenie w walce o swoje polityczne przetrwanie nie pozwala oczekiwać, że dobrze zakończy się dla niego przedłużający się polityczny romans z Kremlem. Jedno jest jednak pewne: ewentualne prowokacje z terytorium Białorusi zlikwidują resztki legitymizacji Łukaszenki w oczach społeczności światowej.

Autor: Jewhen Mahda, źródło: iSANS

Zdjęcie: iSANS

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *