„Ludzie korzystają z wiadra zamiast toalety”: Lilija Ułasawa opowiedziała o warunkach przetrzymywania w „Wołodarce” i w areszcie śledczym KGB

„Ludzie korzystają z wiadra zamiast toalety”: Lilija Ułasawa opowiedziała o warunkach przetrzymywania w „Wołodarce” i w areszcie śledczym KGB

Prawniczka, członkini prezydium Rady Koordynacyjnej Białorusi, po wyjściu z aresztu śledczego, w obszernym wywiadzie dla TUT.BY mówiła o warunkach osadzenia w Wołodarce (areszt śledczy nr 1) oraz Amerykance (areszt śledczy KGB).

— W Wołodarce „mieszkałam” w dwóch celach. Pierwsza cela była przeznaczona dla sześciu osób i znajdowała się na terenie szpitala więziennego; przebywali tam chorzy, także z poważnymi chorobami psychicznymi. Następnie przeniesiono mnie do innej celi, w której przetrzymywano 10 osób. Spędziłam w niej trzy tygodnie, aż do dnia uwolnienia. Warunki były ciężkie. W małym pomieszczeniu znajduje się 10 dwupiętrowych, żelaznych prycz, toaleta i umywalka z zimną wodą. Brakuje dziennego światła. Okna są zasłonięte nie tylko kratami, ale też metalowymi żaluzjami, które nie wpuszczają do środka światła dziennego i utrudniają dostęp powietrza. Pobudka o 6 rano, od tego czasu do zgaszenia świateł o 22:00 nie wolno leżeć, można chodzić i siadać na łóżku. Ze względów zdrowotnych pozwolono mi się położyć. W celi był telewizor, który nadawał tylko kanały białoruskie i NTV (rosyjska stacja telewizyjna, należąca do Gazprom-media, przypis tłum).  Dziesięć osób w jednym pokoju spało, jadło, myło się, prało i korzystało z toalety.

— Osiem na dziesięć kobiet paliło, czasami czułam, że się duszę i  próbowałam „złapać” powietrze w małej szczelinie w żaluzjach. Straciłam węch, nadal nie czuję. Kiedy się lepiej poznałyśmy, więźniarki zlitowały się nade mną i zaczęły mniej palić. Więźniowie nie mogą rzucić papierosów, jedyną radością jest dla nich palenie i picie kawy. Wszyscy więźniowie otrzymują własne kubki. Kiedyś te naczynia były emaliowane, ale emalia się zużyła, dlatego dostałam kubek z zardzewiałym dnem. Poprosiłam o nowy, ale przynieśli ten sam, tłumacząc, że lepszych nie mają. Mąż kilkakrotnie próbował wręczyć plastikowy kubek, ale odmówili przyjęcia. Nie miałam wyboru, piłam z tego, co było i starałam się nie zwracać uwagi na rdzę.

— W więzieniu po raz pierwszy zobaczyłam kwintesencję ludzkiego cierpienia: łzy, złość, bezsilność, rozpacz, żal i agresję. Zły stan współwięźniarek sprawił, że zajmowałam się ich problemami, a nie swoimi. Starałam się rozpraszać je rozmowami, lekarstwa zawsze miałam pod ręką, zdarzały się napady złości, a nawet bójki (w pierwszej, szpitalnej celi). Nie pytałam, dlaczego są w więzieniu, bo widziałam w nich przede wszystkim nieszczęśliwych ludzi, którzy potrzebowali wsparcia. Większość kobiet została już skazana i czekała na rozpatrzenie ich sprawy przez sąd apelacyjny lub wysłanie do kolonii w Homlu. Na przykład matka dwojga dzieci, która spowodowała ciężki uszczerbek na zdrowiu, została skazana na siedem lat więzienia, a ma dwoje małych dzieci – starsze ma sześć lat, młodsze ma rok. Inna kobieta została skazana na 10 lat za handel narkotykami, a cierpi na cięższą postać schizofrenii. Teraz jest w remisji, ale trudno sobie wyobrazić, co się z nią stanie w kolonii. Inna kobieta została skazana na 4 lata więzienia za oszustwo, ma 52 lata, przeszła chorobę nowotworową, nie ma części stopy i jednej piersi, posiada orzeczenie o niepełnosprawności II stopnia.  Kolejna kobieta, również skazana za oszustwo, dostała wyrok 8 lat więzienia. Obiecała, że ​​jeśli pozostanie na wolności, zwróci ofiarom pieniądze w ciągu roku. Przebywając w kolonii, nie będzie miała takiej możliwości. I absolutnie zdumiewający przypadek, gdy kobieta urodziła martwe dziecko i została zabrana do aresztu śledczego praktycznie z porodówki,  a następnie oskarżona o naruszenie reżimu i niepłacenie alimentów. Tak surowa kara, jak pozbawienie wolności, za drobne przestępstwo jest niezrozumiała.

— Wydaje mi się, że w większości przypadków kara nie odpowiada wadze popełnionego czynu. Białoruskie więzienia rujnują życie – niszczą rodziny, dzieci są odbierane rodzicom, ludzie są izolowani od społeczeństwa na wiele lat i nie są w stanie wrócić do normalnego życia. Dlatego mamy w państwie tak wielu recydywistów. Choć nie rozmawiałam ze współwięźniarkami o sytuacji w kraju, to one wszystko rozumiały i odprowadzały mnie na wolność słowami: „Niech żyje Białoruś!”.

— Nie wiem, jak mogę dalej żyć z tym, co zobaczyłam i czego doświadczyłam w więzieniu. Teraz staram się wspierać finansowo moje współwięźniarki i ich rodziny. Gdy tylko będę miała dodatkowe pieniądze, kupię 1000 kubków i przywiozę je do Wołodarki. Nasz system penitencjarny oraz przepisy dotyczące postępowania karnego wymagają zmian.

Po słynnym spotkaniu z Łukaszenką Ułasawa została na noc w areszcie śledczym KGB („Amerykanka”).

MÓWIĄ, ŻE WARUNKI W ARESZCIE ŚLEDCZYM KGB SĄ LEPSZE NIŻ W WOŁODARCE.

—  Nie powiedziałabym. W celi, w której przetrzymywano mnie 24 godziny była toaleta, ale nie działała w pełni, trzeba było ją spłukiwać wiadrem. Uważa się, że to są najlepsze warunki, bo według opowieści kobiet w celi (jedna jest w więzieniu pół roku, a druga dziewięć miesięcy), większość cel nie ma toalety. Ludzie korzystają z wiadra zamiast toalety, które jest wynoszone raz dziennie. Cela jest mała, trójścienna, powietrze wilgotne, przejście między pryczami jest tak wąskie, że z trudem porusza się jedna osoba. Tak więc warunki są wszędzie równie trudne, przytłaczające.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *