Odpowiedzialność zbiorowa Rosjan i Białorusinów?

„Nie kupujmy towarów z Rosji i Białorusi” – apeluje Izba Gospodarczo-Handlowa Rynku Spożywczego w Polsce. „Nie obsługujemy Rosjan. Jedzcie zupkę z kamieni. Smacznego” – taki nadpis pojawił się przy wejściu do jednej restauracji w Portugalii. W grupie Facebook „Białorusini w Warszawie” niemal co dnia pojawiają się informacje o tej czy innej formie dyskryminacji z tytułu bycia obywatelem Białorusi.

Jako obywatel Białorusi mieszkający w Polsce mam świadomość, że też mogę się spotkać z tą czy inną formą dyskryminacji, i chyba nie będzie to zbyt miłe doświadczenie. Żyjemy jednak w czasie, kiedy dyskryminacja na tle przynależności obywatelskiej nie jest najgorszą rzeczą, jaka może się zdarzyć. 24 lutego bieżącego roku putinowska Rosja powiedziała jasno: Dotychczasowa Europa powinna być zburzona, a na jej gruzach ma powstać taka Europa, jakiej my chcemy. O ile ktoś mógł mieć wątpliwości w 2008 roku (atak na Gruzję) czy w 2014 (aneksja Krymu), co do skali planowanej agresji Putina, to w 2022 roku już nie ma miejsca na takie obiekcje. Agresja na Ukrainę miała być tylko elementem o wiele szerszego planu przebudowy Europy. Krwawej i okrutnej przebudowy. A to już byłaby prawdziwa tragedia, zarówno dla „rodowitych” Europejczyków, jak też dla tych Rosjan i Białorusinów, którzy marzą o demokratyzacji i europeizacji swoich krajów.

W obecnej sytuacji wspieranie Ukrainy i osłabianie agresora jest, i powinno być, bezwzględnym priorytetem.

W związku z tym chciałbym kilka uwag poczynić na temat pragmatycznej strony zbiorowej dyskryminacji Rosjan i Białorusinów: czy taka zbiorowa dyskryminacja sprzyja, czy nie sprzyja osłabieniu agresora i czy zwiększa szanse Ukrainy na zwycięstwo. Jednoznacznej odpowiedzi tu nie ma, gdyż w grę wchodzi kilka aspektów.

Zalety dyskryminacji zbiorowej

Widzę dwie pragmatyczne zalety dyskryminacji zbiorowej: postawienie agresora na krawędzi zapaści ekonomicznej oraz podniesienie kosztów wizerunkowej rehabilitacji Rosji i Białorusi. Już wyjaśniam, co mam na myśli.

  1. Postawienie agresorów na krawędzi zapaści ekonomicznej. Tuż po inwazji zostały nałożone na Rosję tak drastyczne sankcje, że zaledwie w ciągu kilku dni pojęcie rozwoju gospodarczego kraju utraciło jakikolwiek sens. Już nie ma mowy o rozwoju, tylko o przetrwaniu. Nie wiemy, czy kłopoty gospodarcze wywołają masowe protesty lub czy dojdzie do rozłamu elit, ale jedno jest pewne: Putin będzie miał coraz mniej zasobów na finansowanie wojny z Ukrainą, a planowanie kolejnych podbojów wojennych jest teraz niemożliwe. Zostały nałożone też kolejne sankcje na Białoruś – mniej drastyczne niż na Rosję, ale w połączeniu z tymi z lat 2020-2021 wystarczająco dotkliwe, by reżim bardziej się skupił na przetrwaniu, niż na wspieraniu agresji Kremla.

Tak mocne sankcje są bardzo ważne w kontekście zwiększenia szans Ukrainy na powstrzymanie agresji. Ale stały się one możliwe dzięki temu, że w społeczeństwach Zachodu doszło do osłabienia oporów wobec stosowania zasady odpowiedzialności zbiorowej. Nie ulega wątpliwości, że jakiekolwiek sankcje, z wyjątkiem stricte personalnych, w pewnym stopniu uderzają też w „zwykłych” obywateli, również tych, którzy są w opozycji do autorytarnych reżimów. Kurczowe trzymanie się zasady unikania odpowiedzialności zbiorowej mogłoby się skończyć wprowadzeniem zaledwie symbolicznych sankcji lub rozciągnąć proces ich wprowadzania na długie miesiące, co rozzuchwaliłoby Kreml w podboju Ukrainy i zachęciłoby do agresji na inne kraje.

  1. Podniesienie kosztów wizerunkowej rehabilitacji Rosji i Białorusi. Rzecz nie tylko w tym, by pokonać Putina teraz, ale też w tym, by zapobiec recydywie putinizmu w przyszłości. Najlepszy sposób na minimalizację takiej recydywy to nowa Norymberga: postawienie Putina i innych zbrodniarzy wojennych przed sądem międzynarodowym (miejmy nadzieję, że do tego dojdzie).

Swoje znaczenie ma jednak też „domniemanie współodpowiedzialności” w odniesieniu do ogółu Rosjan i Białorusinów.

Żadną miarą nie chodzi tu o naruszenie prawniczej zasady domniemania niewinności – zasada ta musi pozostać zawsze aktualna. Chodzi o to, że generalna podejrzliwość wobec przedstawicieli pewnej grupy (Czy nie jest to przypadkiem putinista? Czy nie wspierał zbrodni wojennych?) będzie stymulowała gruntowne przemyślenie zarówno wydarzeń 2022 roku, jak też swojego stosunku do nich. W takiej sytuacji o wiele trudniej będzie uczynić putinizm elementem tożsamości grupowej. Rosjanie i Białorusini będą musieli zainwestować w „uzdrowienie” swojej tożsamości, tak ją formułować, aby ona wykluczała jakiekolwiek skojarzenia z putinizmem, tak jak powojenni Niemcy lub Austriacy musieli ukształtować taką tożsamość, która by wykluczała jakiekolwiek skojarzenia z hitleryzmem.

Wada dyskryminacji zbiorowej

Dyskryminacja zbiorowa ma jednak co najmniej jedną wadę (nadal przyświeca mi optyka pragmatyczna): uruchamia ona „instynkt plemienny”, co może utrudnić dekonstrukcję putinizmu.

W kontekście zatrzymania agresji Putina najważniejszymi sprzymierzeńcami są właśnie obywatele Rosji, którzy już są w opozycji do polityki kremlowskiej lub którzy pod wpływem bieżących wydarzeń mogą do niej przejść. W tej chwili co najmniej 20% Rosjan sprzeciwia się „operacji wojskowej” na Ukrainie. „Co najmniej”, gdyż jest to liczba, którą podaje podległa Kremlowi agencja socjologiczna VCIOM. Można więc mieć wątpliwości, czy liczba ta nie została zaniżona, ale nie sposób wątpić, że nie została ona zawyżona. Według niepaństwowej agencji Russian Field, przeciwnych tzw. operacji wojskowej jest 34%, wśród młodzieży liczba ta sięga 50%. Weźmy pod uwagę, że socjologowie w Rosji nie mogą sobie pozwolić na używanie takich wyrażeń, jak „inwazja na Ukrainę” lub „wojna”, a eufemizmy „specjalna operacja wojskowa” lub „działania bojowe” znacznie łagodziły w oczach respondentów działania armii Putina. Zatem potencjał dla sprzymierzenia się z Rosjanami przeciwko Putinowi już teraz jest dość duży.

I to jest ten wymiar, gdzie zbiorowa dyskryminacja może odegrać negatywną rolę. Doświadczenie dyskryminacji z tytułu posiadanego obywatelstwa, zwłaszcza jeżeli jest ono systematyczne, może uruchomić „instynkt plemienny”, nawet wśród oponentów Putina. W sytuacji tak ostrego konfliktu cywilizacyjnego poczucie przynależności jest ogromnie ważne. Bycie podwójnym pariasem – dla Rosji i dla Europy – jest nie lada wyzwaniem. Dla wielu może to stać tak trudnym brzemieniem psychologicznym, że łatwiej im będzie zagłuszyć głos sumienia, niż kontynuować bycie podwójnym wyrzutkiem.

* * *

Idea odpowiedzialności indywidualnej, która swoimi korzeniami sięga starotestamentalnej Księgi Ezechiela (VI wiek przed Chr.) jest ważną zasadą etyczną, fundującą wolne i otwarte społeczeństwo. Podobnie jednak jak mnóstwo innych idei etycznych, jej zastosowanie ma pewne ograniczenia. W sytuacji tak poważnej agresji przeciw Ukrainy i realnego zagrożenia dla kontynentu ta zasada – podobnie zresztą jak zasada wolności słowa – może być osłabiona. „Osłabiona” nie znaczy jednak „całkowicie zniesiona”. Jakiekolwiek akty fizycznej przemocy wobec Rosjan lub Białorusinów z tytułu przynależności obywatelskiej nadal są nie do przyjęcia. Warto też pamiętać o pragmatycznym efekcie ubocznym: ryzyko uruchomienia „instynktu plemiennego”.

Pomijając skrajne formy dyskryminacji i problem efektu ubocznego, stosowanie presji zbiorowej, czy to w formie sankcji, czy poprzez powodowanie kosztów wizerunkowych, może być uzasadnione. Celem nadrzędnym jest zatrzymanie agresora, najlepiej – doprowadzenie go do totalnej porażki.

Grafika: Pracownia Do Lasu

Autor: Piotr Rudkouski

białoruski analityk, politolog i wykładowca akademicki. Jest dyrektorem Białoruskiego Instytutu Studiów Strategicznych (BISS). Doktor nauk humanistycznych, autor czterech książek i ponad stu artykułów. Główne zainteresowanie badawcze: czynnik wartości w relacjach Białorusi i UE, tożsamość narodowa i koncepcja otwartego społeczeństwa.

Zobacz wszystkie wpisy od Piotr Rudkouski → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *