Rok bezprawia

Dwa reżimy polityczne i dwa społeczeństwa patrzą na siebie, jak w zwierciadło. Ich wzajemne odbicia zmieniają się tak, jakby grali w żabki przeskakujące jedna przez drugą, żaden z nich nie wyprzedza drugiego na długo. Raz pierwszym jest Łukaszenka – ostatni dyktator Europy, raz Putin.

Na początku 2020 roku patrzyliśmy na Łukaszenkę z pewną sympatią: o proszę, jak walczy z brutalnym naciskiem Moskwy. Wtedy to Kreml rozpoczął łamanie Konstytucji i dążył do „wyzerowania” kadencji prezydenta, dążył do konfliktów na wszystkich płaszczyznach i dławił organizacje obywatelskie. W czasie od sierpnia do września Moskwa i Mińsk zamieniły się miejscami. To Łukaszenka stał się pierwszym sadystą Europy, a od Kremla oczekiwano właściwie prawie że interwencji w imię praw człowieka, zmierzającego do zakończenia przemocy.

Jednocześnie społeczeństwo rosyjskie patrzyło w „białoruskie zwierciadło” z przerażeniem: a to dlatego, że Łukaszenka, jak łańcuchem przywiązawszy się do władzy, jasno wskazywał, co może się stać z protestem obywatelskim w Rosji, jeżeli Kreml zdecyduje się uruchomić swoje możliwości zastosowania represji. Tymczasem Białorusini żywili nadzieję przynajmniej na to, że Putin zainterweniuje w swoim interesie, aby chociażby osłabić Łukaszenkę. W końcu roku w rosyjskim zwierciadle pojawiło się coś niesłychanego: w Rosji truje się niezadowolonych truciznami bojowymi, testuje się je na ludziach, a pracuje nad tym cały duży zespół specjalistów.

W wyniku tego w końcu 2020 roku powstało coś w rodzaju „państwa związkowego sadystów i trucicieli”. Dwaj, wydawałoby się skłóceni, dyktatorzy znaleźli się w tej samej sytuacji. Jeden już osiągnął wyzerowanie swojej kadencji, a drugi – a drugi żwawo się przygotowywał do tego, aby osiągnąć to z marszu w ciągu jednego roku. I to za cenę wyniszczenia społeczeństwa, wyczerpania jego sił.

W związku z tym w Rosji spogląda się na protest białoruski zarazem z zachwytem i wstydem. Na Białorusi rozpoczął się trudny proces psychologiczny i ideowy, którego wcześniej doświadczyła Ukraina. Kreml demonstracyjnie wspiera „gorszą” stronę kryzysu politycznego, a tymczasem społeczeństwa rosyjskiego ani widać, ani słychać.

Sympatia Białorusinów do Rosji jest większa niż Ukraińców. Jednakże, jeżeli długo się będzie patrzyło w zwierciadło, to albo ogarnie człowieka smutek, albo przerażenie. We wszystkich krajach wokół Rosji ludzie czytają i oglądają szczegółowe opisy otrucia Nawalnego, dzieje się to także na Białorusi.

Wywołuje to co najmniej mieszane uczucia. Jakiej to pomocy w walce z sadyzmem można oczekiwać od sąsiedniego państwa trucicieli?

***

Łukaszenka przez długi czas był albo „szosą relacji Moskwa – Brześć”, albo „ojczulkiem” (bat’ką), „dyrektorem sowchozu”, żartownisiem i wesołkiem. A teraz leży jak ogromny martwy wieloryb, który wpadł do basenu. Cała woda z basenu wraz z rybami została wypchnięta przez trupa wieloryba. I teraz – od zachodniej strony basenu – martwego wieloryba otoczyli zwinni Białorusini. Bardzo liczni, energiczni, a jednocześnie prości i otwarci – Europa dawno już nie oglądała tak wielkiej solidarności [pomiędzy ludźmi]. Wśród emigracji pojawiły się ośrodki wsparcia w dziesiątkach wielkich miast. I to nie tylko w stolicach państw europejskich, bo na przykład w Niemczech, ciągłe akcje protestacyjne mają miejsce w Kolonii, Dusseldorfie, Stutgarcie. Robi wrażenie zasięg i dynamika codziennych zdarzeń, które organizują protestujący Białorusini. (Wszystko to można zobaczyć na stronie Pawła Liesjanca siabry.org)

Po wschodniej stronie basenu rozsiadł się Kreml – z Rosyjską Gwardią i kredytami. W rosyjskich mediach służący propagandzie eksperci piszą, że władze w Moskwie znajdują się w położeniu podobnym do pozycji zugzwang [w szachach – kiedy każdy ruch powoduje pogorszenie sytuacji] i otwarcie mówią o tym, że Rosja „zdradza lud Białorusi”. Żądają więc, żeby Putin wyciągnął z basenu truchło wieloryba.

W tych samych środkach przekazu ciągle są nadawane informacje oczerniające Cichanouską,  Radę Koordynacyjną i niezależne media białoruskie, ponieważ Kreml – razem z Łukaszenką – uważa obywatelski protest za tajną operację prowadzoną przez CIA i Departament Stanu.

***

Obydwa społeczeństwa – i białoruskie, i rosyjskie – patrzą na wydarzenia zachodzące u siebie i w sąsiednim państwie w ten sam sposób.

Społeczeństwa te zetknęły się z bezprawiem w znaczeniu biblijnym. Bezprawie – to dawne słowo i pojęcie, jest starsze niż wiele innych słów i pojęć w słowniku polityki.

To nie tylko łamanie zasad prawa stanowionego czy też wyobrażeń o prawie naturalnym. Obydwa społeczeństwa zderzają się z lubowaniem się władzy w sadyzmie, z szyderstwem wobec zasad i wartości, z ponurym chichotem oprawcy nad ofiarą. Kłamstwo nie jest czymś, co zawstydza i nie jest także uzasadniane po prostu „interesem narodowym”. Kłamstwo wpisuje się w to bezprawie jako element uzupełniający postawy wyrażającej się przez wspomniany złowrogi chichot oprawcy.

W języku polityki nie da się wyjaśnić tego, jak to możliwe, że „banda doktora Mengele”, która zajmuje się eksperymentami nad bojowymi truciznami na żywych ludziach, jest częścią władzy państwowej i korzysta z jej ochrony. Tak samo nie można pogodzić się z tym, że grupa 5-6 pracowników organów państwowych mających chronić prawo, okrutnie i publicznie bije człowieka, który nie okazuje żadnego oporu, a jedynie ukląkł i podniósł ręce do góry. A coś takiego dzieje się nie w pojedynczych przypadkach, ale masowo.

Wszystko to przekracza znacząco granice zwykłego „przekroczenia uprawnień”, czy „naruszenia prawa”. To właśnie przed otwierającą się przepaścią bezprawia w jego sensie biblijnym zastyga w trwodze świadomość każdego człowieka, który usiłuje znaleźć odpowiedź na pytanie: jak to wszystko jest możliwe i do czego to doprowadzi?

Często padają pytania: co zrobi Zachód? Wprowadzi sankcje? Tak, bez wątpienia, a nawet będzie je rozszerzać coraz bardziej. Umocni swoją jedność, broniąc swojego świata „ścisłej izolacji” przed przenikaniem toksycznych sił bezprawia na jego ziemie? Zapewne. Łatwo możemy sobie wyobrazić, co będzie się działo za dziesięć lat w sąsiedztwie tego „państwa związkowego sadystów i trucicieli”.

Będzie tak. Wewnątrz tego państwa będą leżały dwa rozkładające się ogromne truchła, dwa martwe „Lewiatany”. Obydwa przygniotą sobą własne społeczeństwa. Wypchną za granicę najlepszych, najlepiej wykształconych ludzi. Doprowadzą do patologicznej egzystencji nawet tych, którzy byli w najwyższym stopniu lojalni wobec swoich państw.

Na nowo odczytujemy teraz Dietricha Bonhoeffera i na nowo wsłuchujemy się w słowa patriarchy Tichona, skierowane do władzy w 1918 roku. A to dlatego, że wydarzenia roku 2020 skłaniają nas do podsumowania, którego nie da się już wyrazić w języku polityki jako „kłopotów z przemianami demokratycznymi” albo „przemianami postsowieckimi”, ale w języku, który opisuje takie zderzenie człowieka z siłami zła, które zmusza do dokonania osobistego wyboru, samodzielnie, w zgodzie z własnym sumieniem.

Tu jesteśmy tylko my, bezprawie i niebo. To niebo jest wspólne i dla Marii Kalesnikawej i dla Aleksieja Nawalnego.

 

Autor: Aleksandr Morozov, źródło: iSANS

Tłumaczenie: Hubert Łaszkiewicz

Zdjęcie: Reuters

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *