Jakie słabości wykazała armia rosyjska w Ukrainie?

Odpowiadają analitycy Conflict Intelligence Team

Rosyjska armia jest drugą najsilniejszą armią na świecie, według rankingu [https://www.globalfirepower.com/countries-listing.php] Military Strength Ranking, ale blitzkrieg na Ukrainie nie powiódł się. Ukraina twierdzi [https://www.facebook.com/CinCAFU/posts/267194712242688], że jej siły zbrojne obaliły mit o niezwyciężonej armii rosyjskiej. Analitycy Conflict Intelligence Team Rusłan Lewijew, Kiriłł Michajłow i jeszcze jeden, który zechciał pozostać anonimowy, porozmawiali z „Ważmymi historiami” o głównych problemach rosyjskiej armii, które ujawniły się w pierwszych miesiącach inwazji.

Niedobór kadrowy

W ciągu półtora miesiąca wojny dowiedzieliśmy się o całkowitej niekompletności kadr. Armia musi stosować najróżniejsze kombinacje, aby sformować batalionowe grupy taktyczne, które według danych kadrowych powinny liczyć, powiedzmy, 600 ludzi, a w rzeczywistości jest ich 400. Wysyłają do walki poborowych lub rekrutują ludzi o specjalnościach absolutnie niebojowych. Dochodzi do tego, że kapelmistrz zostaje, na przykład zastępcą szefa sztabu lub dowódcą kompanii, ponieważ ma odpowiednią kategorię taryfową (w tabeli taryfowej, według której oblicza się wynagrodzenieprzyp. red.)

Przyczyny tkwią jeszcze w czasie pokoju. Rzecz w tym, że historycznie jeszcze armia radziecka zawsze przygotowywała się do wielkiej wojny (załóżmy z NATO), podczas której miałaby nastąpić mobilizacja. Następnie reformy przeprowadzone przez Anatolija Sierdiukowa (ministra obrony Rosji w latach 2007–2012 przyp. red.) miały na celu przekształcenie armii z dużej armii przygotowującej się do wojny z NATO w armię bardziej zwartą i profesjonalną, nadającą się do prowadzenia konfliktów lokalnych, takich jak wojna z Gruzją (w 2008 roku Rosja przejęła od Gruzji Abchazję i Osetię Południowąprzyp. red.). W tym celu zwiększono liczbę żołnierzy kontraktowych: na przykład siły powietrznodesantowe były w większości kontraktowane. Jednak w 2012 roku Sierdiukow został zwolniony, a w 2014 roku zabrakło pieniędzy na wypłacenie wysokich wynagrodzeń kontraktowcom, więc reforma okazała się połowiczna. W rezultacie wiele jednostek i formacji, np. zmotoryzowane jednostki strzeleckie, sa w większym stopniu obsadzone przez poborowych, którzy są mniej sprawni i gorzej wyszkoleni niż żołnierze kontraktowi.

Poborowi obsadzili te specjalności wojskowe, których obsadzenie żołnierzami kontraktowymi było z jakichś względów, np. finansowych, nieracjonalne. Typowy cywilny kierowca benzynowej ciężarówki może zarobić 50 tys. rubli (2580 zł przyp. tłum.) i więcej. Ale wojsko nie chce mu zapłacić 50 tys. rubli, ponieważ cystern jest wiele i wojsko będzie musiało wydać dużo pieniędzy. Lepiej więc wziąć poborowego i posadzić go za kierownicą ciężarówki z benzyną, nie trzeba wiele płacić. Podobnie jest ze strzelcami – oni, jak kierowcy, mogą zostać przeszkoleni w ciągu kilku miesięcy. W bardzo wielu jednostkach wojskowych wszystkie lub prawie wszystkie stanowiska strzelców są obsadzane przez poborowych, bo dowództwo nie chce wydawać kosztów.

Zakładano, że jeśli trzeba będzie wysłać kogoś do Syrii czy Donbasu, to zostaną tam skierowane wybrane jednostki, które są w pełni obsadzone przez żołnierzy kontraktowych, bowiem w małym konflikcie zawsze można to zrobić. W takich małych konfliktach armia rosyjska sprawdza się całkiem dobrze. A w tej wojnie sytuacja jest inna: wojsko nie przygotowywało się do wojny, choć na papierze tworzono nowe dywizje. W rzeczywistości jednak nie było tylu żołnierzy, aby obsadzić wszystkie wolne miejsca w nowych oddziałach tworzonych na granicy z Ukrainą. I w rezultacie okazało się, że wysyłamy na „ćwiczenia” grupę, która w połowie jest wypełniona poborowymi, a ci poborowi są słabo wyszkoleni i słabo zmotywowani.

Putinowi musiano donieść, że żaden poborowy nie przekroczył granicy, ale potem okazało się, że nie można temu zaprzeczyć. Ministerstwo Obrony oficjalnie przyznało [https://www.bbc.com/russian/news-60680182], że istnieją pojedyncze przypadki wysłania poborowych na front, i odwołało tych poborowych z frontu, ponieważ straty poborowych są mimo wszystko nieprzyjemne przede wszystkim w sensie politycznym. Spowodowało to, że formacje zmechanizowane straciły znaczną część swojej skuteczności bojowej.

Niedostatek rakiet i słaby wywiad

W lotnictwie i obronie przeciwlotniczej Rosja powinna była mieć przytłaczającą przewagę. To, co wydarzyło się w Mariupolu –masowe użycie artylerii i samolotów – jest typową strategią rosyjską. Generuje też prawdopodobnie większość zbrodni wojennych, a całe to zniszczenie jest elementem rosyjskiej strategii wojskowej. Tak było w Czeczenii, tak było w Syrii; armia rosyjska nie nauczyła się walczyć w żaden inny sposób.

Spodziewaliśmy się jednak, że zmasowane uderzenia rakietowe przyniosą znacznie większe efekty. Tak, osiągnęły pewne cele, trafiono znaczną część ukraińskiego systemu obrony powietrznej, ale nie całość. I o ile kraje NATO, rozpoczynając takie operacje, przeprowadzały bardzo długie bombardowania rakietowe, o tyle Rosja, ze względu na liczbę posiadanych rakiet, po prostu nie mogła sobie na to pozwolić. Obecnie nadal używa co najwyżej kilkudziesięciu rakiet dziennie i trafia w jeden lub trzy cele. W ciągu półtora miesiąca użyła około 1,5 tys. pocisków, ale dla tak dużego, 40-milionowego kraju jak Ukraina to niewiele. Rosyjskie uderzenia rakietowe i lotnictwo nie wykonały w pełni swojego zadania, jakim było zdławienie i zniszczenie ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, samolotów i stanowisk dowodzenia, a także nie udało im się zdobyć strategicznej przewagi powietrznej.

Armia rosyjska ma duże problemy z rozpoznaniem celów. Podejrzewamy, że cele zostały wyznaczone na podstawie starych danych, które w najlepszym wypadku były aktualne do 2014 r., a w najgorszym – są to nadal dane radzieckie. W czasie wojny wielokrotnie widzieliśmy w mediach społecznościowych doniesienia, poparte zdjęciami i filmami, że potężny pocisk uderzył w miejsce, gdzie kiedyś znajdował się obiekt wojskowy, ale już dawno go nie ma. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji – na przykład [https://t.me/CITeam/2386] dwukrotnego uderzenia w mikołajowskim porcie Olwia, który już dawno przestał pełnić funkcję wojskową, a obecnie jest wykorzystywany do ruchu towarowego. W rezultacie rakiety są marnowane.

Słaba koordynacja i łączność

Przed wojną spodziewano się, że Rosja z powodzeniem będzie kierować batalionowymi grupami taktycznymi, które wykażą się znaczną skutecznością. Tak było w latach 2014–2015, sądząc po wydarzeniach w Iłowajsku i Debalcewie (dwa przypadki wkroczenia wojsk rosyjskich na terytorium Ukrainy, oba zakończone klęską ugrupowania ukraińskiegoprzyp. red.). To, co widzieliśmy, to rażący brak koordynacji między różnymi rodzajami wojsk. Na przykład w Odessie piechota morska weszła na ląd i została pokonana pod Basztanką, a w tym samym czasie spadochroniarze z jakiegoś powodu przylecieli do Odessy i zaczęli się tam wysadzać, nie czekając na przybycie wojsk na ziemi. Nie było koordynacji – obie strony poniosły porażkę.

Innym przykładem jest marsz kuzbaskiego OMON-u na Kijów. Rozumiemy, że otrzymali oni po prostu polecenie, by w takim a takim terminie udać się do Kijowa i tam przywrócić „porządek konstytucyjny”. Oczekiwano, że spadochroniarze zajmą lotnisko w Hostomlu, tam wyląduje inny desant, ten desant wejdzie do miasta, a za nim pójdzie OMON i pomoże w utrzymaniu porządku. W końcu jednak siły desantowe niczego nie zdobyły, bo były zajęte konwulsyjną obroną Hostomla, nie mogąc nawet zająć pasa startowego, aby wylądowało tam cokolwiek rosyjskiego. W międzyczasie OMON wyjechał i został spalony [https://citeam-ru.medium.com/%D1%81%D1%82%D1%80%D0%B0%D0%BD%D0%BD%D0%B0%D1%8F-%D0%BF%D0%BE%D0%BF%D1%8B%D1%82%D0%BA%D0%B0-%D0%BF%D1%80%D0%BE%D1%80%D1%8B%D0%B2%D0%B0-%D1%80%D0%BE%D1%81%D1%81%D0%B8%D0%B9%D1%81%D0%BA%D0%B8%D1%85-%D0%BE%D0%BC%D0%BE%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D1%86%D0%B5%D0%B2-%D0%B8-%D1%81%D0%BE%D0%B1%D1%80%D0%BE%D0%B2%D1%86%D0%B5%D0%B2-%D0%B2-%D0%BA%D0%B8%D0%B5%D0%B2-7286f4de99e3] na moście nad Irpieniem. Najwyraźniej nikt nie powiedział policjantom, że Kijów nie został oczyszczony z ludzi, a oni po prostu wykonywali wydany im wcześniej rozkaz. Albo o nich zapomnieli, albo nie można było się z nimi skontaktować. Faktem jest, że wykonywali rozkaz wydany im wcześniej, choć stracił on już sens i stał się samobójczy.

Kolejnym problemem jest brak jednolitego dowództwa operacji. Do tej pory rosyjskie okręgi wojskowe działały w odosobnieniu, bez poważnej koordynacji. Wschodni Okręg Wojskowy atakował Kijów, Centralny Okręg Wojskowy atakował Czernihów, Zachodni Okręg Wojskowy atakował Sumy i Charków, a Południowy Okręg Wojskowy działał na południu Ukrainy i w Donbasie. Dopiero teraz pojawia się osoba, która sprawuje ogólne dowództwo nad dość ograniczonym obszarem, na którym toczy się operacja: południową Ukrainą i Donbasem (8 kwietnia stało się wiadome [https://www.svoboda.org/a/bi-bi-si-rossiya-smenila-komanduyuschego-operatsiey-v-ukraine/31794582.html], że dowódcą operacji został mianowany generał Aleksandr Dwornikow. – Uwaga redaktora).

Niski poziom nawyków wojskowych

Jedną z głównych przyczyn tak słabej koordynacji jest nieumiejętność pracy nad łącznością na poziomie żołnierzy i dowódców jednostek. Otrzymali zabezpieczone środki łączności, ale nie wszystkie jego elementy są sprawne i nikt nie wie, jak go używać. Nie było to testowane podczas ćwiczeń, bowiem w czasie pokoju zawsze można skorzystać z telefonu komórkowego. Okazuje się więc, że dowództwo, które jest gdzieś tam na tyłach, nie wie, gdzie i w jakich warunkach jest żołnierz. A żołnierz nie może otrzymać rozkazu, co ma dalej robić.

Jeśli chodzi o koordynację operacyjno-strategiczną, gdzie łączność działa sprawnie: armia nie była przygotowana do takiej wojny. Jeśli były jakieś ćwiczenia, to były one inscenizowane, jak w teatrze. Manewry strategiczne odbywały się co cztery lata, ale w tych manewrach brał udział tylko jeden z okręgów. Nie było czegoś takiego, żeby dwa okręgi [uczyły się walczyć] przeciwko, powiedzmy, dwóm [innym] okręgom.

Istnieją nawyki, które są ważne dla zdolności bojowej armii, ale trudno je sprawdzić. Na przykład, jak celnie strzela przeciętny wojownik. W armii rosyjskiej, a wcześniej radzieckiej, bardzo powszechne było „machlowanie”, dzięki czemu pojawiały się doskonałe raporty, że żołnierze dobrze strzelają. W rzeczywistości jednak cele te są trafiane przez snajperów, którzy siedzą gdzieś indziej. Obecnie nadal tak jest. Rozmawiamy z żołnierzami, a oni opowiadają nam o konkretnych przykładach, jak to wszystko organizują, aby uzyskać normalny wynik podczas inspekcji. Ale w rzeczywistości nikt nic nie umie.

Kolejną przyczyną jest korupcja instytucjonalna. Korupcja [w wojsku] przejawia się nie tylko w pieniądzach, ale także w nadaniu stopni wojskowych. Oznacza to, że ćwiczenia i wyjazdy do Syrii odbywają się ze względu na gwiazdki, medale, bo to podnosi pensję itd. Podczas wykonywania ćwiczeń nie chodzi o to, by naprawdę wszystko przećwiczyć i nauczyć się, ale by zdobyć kolejny stopień lub premię.

Niska jakość sprzętu i zaopatrzenia

Ukraińcy twierdzą [https://dnepr.express/post/vooruzheniye-rossijskih-soldat-ne-perestaet-udivlyat-vsu], że ich obrona terytorialna jest lepiej ubrana. Zależy to od jednostki. Rosja posiada siły specjalne, które są mniej lub bardziej wyposażone. Problem dotyczy na przykład mundurów zimowych. Są one wykonane z materiału, który łatwo się pali i niezbyt dobrze izoluje ciepło, ale jest tani. Umundurowanie jest potrzebne dla milionowej armii, a na niektórych rzeczach trzeba oszczędzać, więc oszczędza się także na ekwipunku. Jak powiedział nam jeden znajomy żołnierzy, jak [w takich zimowych mundurach] trochę płonącego oleju napędowego dostanie się na ciebie, zapali się, a ty, jak zapałka, natychmiast się spalisz. Znanych jest wiele przypadków, gdy rosyjskie wojsko zdejmowało ukraińskie buty zimowe z zabitych lub jeńców wojennych – w Rosji nie ma takiego obuwia.

Istnieje problem z takimi rodzajami sprzętu wojskowego, jakie państwa zachodnie dostarczały Ukrainie w poprzednich latach: kamizelki kuloodporne, hełmy, celowniki, opatrunki itp. Na przykład, nikt nie będzie atakował w nocy na froncie, ponieważ w nocy nic nie widać. A wojska ukraińskie, w pewnym stopniu są wyposażone w noktowizory, mogą sobie pozwolić na walkę w ciemnościach. W Rosji mają je tylko siły specjalne.

Apteczki rosyjskich żołnierzy pochodzą z lat 70. ubiegłego wieku, mają bandaże, środki przeciwbólowe i tyle. Wynika to z faktu, że nowoczesna apteczka kosztuje dużo pieniędzy, a radziecka apteczka jest już na stanie, nie trzeba jej kupować – wojsko i tak nie planowało iść na wojnę. Taka apteczka nie jest bezużyteczna, ale jest o wiele gorsza od tych, które mają Ukraińcy. W rezultacie stosunek liczby rannych do liczby zabitych wynosi około jeden do trzech, tak jak w pierwszej wojnie czeczeńskiej (dla porównania, w Wietnamie stosunek ten wynosił jeden do pięciu, a w Iraku jeden do ośmiu). Armia ukraińska ratuje znacznie więcej rannych, zanim umrą. Dysponuje nowoczesnymi stazami do zatrzymywania krwi, ma sprawdzone procedury ewakuacji rannych: zresztą armia ukraińska walczy już od ośmiu lat.

Co zaskakujące, armia rosyjska znalazła się w sytuacji armii ukraińskiej z 2014 roku. Okazało się, że nic nie jest przygotowane, pojazdy nie jadą, adekwatnego do sytuacji zaopatrzenia też brak. Nawet żywność nie jest dostarczana w wystarczających ilościach, do tego jej część jest przeterminowana.

Niski duch bojowy

Żołnierze armii rosyjskiej okazali się niewystarczająco zmotywowani. Do 24 lutego w wojsku myślano, że to tylko ćwiczenia i że zaraz żołnierze wrócą do domu. W pierwszych dniach zdawali sobie sprawę, że wojna się rozpoczęła, ale myśleli, że przecież armia rosyjska jest duża i potężna, „teraz przetoczymy się szybko i zwycięstwo będzie nasze”. Ale okazało się, że tak nie jest: nie ma zaopatrzenia, nie ma łączności, artyleria rozrywa na strzępy, wszystko jest źle.

Problem polegał na tym, że nie było celowego przygotowania do walki, żołnierze nie mieli motywacji, by iść na wojnę. Co tydzień zabierano ich w zorganizowany sposób na oglądanie Pierwszego Kanału i filmów patriotycznych, ale nikt nie mówił, że 24 lutego pójdziemy na wojnę z Ukrainą. Dopiero teraz rosyjska propaganda zaczęła rozpowszechniać nagrania wideo, na których Ukraińcy znęcają się nad więźniami (istnieją dwa mniej lub bardziej potwierdzone nagrania), oraz twierdzenia, że Ukraina rzekomo uderza w dzielnice mieszkalne za pomocą Toczki-U. To może wystarczyć do wytworzenia motywacji patriotycznej u części żołnierzy biorących udział w tej wojnie.

Inna motywacja, która może się pojawić, ma charakter materialny. Ludzie idą do służby kontraktowej nie tylko po to, by służyć ojczyźnie, ale także dlatego, że 30-40 tys. rubli (1560–2084 złprzyp. tłum.) to dobra pensja dla prowincjusza bez wyższego wykształcenia. Słyszeliśmy jednak, że czasami odmawia się wypłaty odszkodowania obiecanego przez Putina za śmierć lub obrażenia odniesione podczas „specjalnej operacji wojskowej”, powołując się na fakt, że ofiara była na ćwiczeniach i nie brała udziału w żadnej operacji specjalnej. Ponadto, dzięki publikacjom [https://www.svoboda.org/a/31779843.html] obrońców praw człowieka, niektórzy żołnierze zaczęli zdawać sobie sprawę, że jeśli odmówią walki w czasie pokoju – a stan wojenny nie został ogłoszony – to nic za to nie dostaną, najwyżej zostaną zwolnieni. Wynika to z publikacji [https://focus.ua/voennye-novosti/509742-rossijskie-voennye-v-ukraine-demoralizovannye-i-obmanutye] medialnych, Ukraińcy zamieszczają podsłuchy [rozmów telefonicznych żołnierzy rosyjskich z rodzinami] na ten temat.

Teraz w armii rosyjskiej są tacy, którzy byli świadkami śmierci kolegów ze służby i przepełnia ich chęć zemsty. Mimo że znają rzeczywistość – że są uważani za faszystów, że nie są wyzwolicielami – nadal chcą się mścić za swoich poległych towarzyszy. Widzimy, jak na swoich rakietach piszą już ” За пацанов” („Za kumpli” – przyp. tłum.).

Inni, przeciwnie, rozumieją, że tam wszyscy są rzucani na rzeź, że nie ma wsparcia i zaopatrzenia, że „my tu nikogo nie wyzwalamy”, i wśród nich są otkazniki (obdżektorzy) – ci, którzy piszą raporty o zwolnienie. Chodzi o to, by w końcu w armii pozostali tylko ci pierwsi. Armia będzie średnio bardziej zmotywowana, ale nie wiadomo, jak duża będzie jej liczebność.

Źródło: Istories.Media

Korekta językowa: Katarzyna Kołak-Danyi

Tłumaczenie: Denys Kutsenko

Zdjęcie: istories.media : AFP / Scanpix / LETA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *