Lasha Tumbai. Wojna rosyjsko-ukraińska na tle Eurowizji

Konkurs Piosenki Eurowizji, zainicjowany w 1956 roku jako projekt Europejskiej Unii Nadawców, miał za cel zjednoczenie powojennej Europy dzięki muzyce popularnej, która przekraczałaby granice państw. Jednak, jak słusznie zauważa Dean Vuletic, wiedeński historyk i autor książki Postwar Europe and the Eurovision Song Contest (Bloomsbury, 2017), mimo że organizatorzy Eurowizji zarówno wtedy, jak i dziś uważają, że idea konkursu jest niepolityczna, „stał się sceną rozgrywania stosunków międzynarodowych”, ponieważ jego uczestnicy zawsze reprezentowali państwa. Vuletic w szczególności podkreśla, że „reżimy dyktatorskie wykorzystywały Eurowizję do wybielania swojego wizerunku na arenie międzynarodowej lub do uzyskiwania [na niej] korzyści komercyjnych i politycznych”. Na przykład w 1969 roku reżim Franco w Hiszpanii, chcąc poprawić swój wizerunek w Europie Zachodniej, zainwestował znaczne środki w organizację Eurowizji w Madrycie; to samo stało się w Baku w 2012 roku, kiedy konkurs odbył się w Azerbejdżanie, znanym ze swojego, delikatnie mówiąc, niedemokratycznego ustroju. Konkurs Piosenki Eurowizji nie wiąże się jednak wyłącznie z reżimami politycznymi o wątpliwej reputacji – w taki czy inny sposób konkurs ma wpływ na wszystkie biorące w nim udział kraje.

Wobec tego nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że to nie walory konkretnego utworu muzycznego odgrywają w Eurowizji pierwszorzędną rolę, ale wielość kontekstów społeczno-politycznych i kulturowych, które zmieniają się z roku na rok.

Biorąc pod uwagę atrakcyjność „Europy” (i „europejskości”) jako idei oraz fakt, że „Europa” historycznie występowała jako suwerenny teoretyczny podmiot wszystkich innych historii, nie dziwi fakt, że konkurs ten cieszy się tak dużą popularnością. Dla mieszkańca Europejskiej Przestrzeni Nadawczej (European Broadcasting Area), która rozciąga się daleko poza geograficzne granice Europy, Konkurs Piosenki Eurowizji jest wspaniałą okazją do pokazania, że się do niej należy, lub do podkreślenia swojej europejskości. Innymi słowy, każda Eurowizja okazuje się nie tylko głosowaniem (lub niegłosowaniem) na konkretnego artystę lub piosenkę, ale politycznym i kulturowym wyborem, którego ludzie dokonują w zależności od swojego pochodzenia, miejsca zamieszkania i stosunku do otaczającego ich w danym momencie świata. Zwykły obserwator Eurowizji zna zjawisko „głosowania blokowego”, kiedy widzowie podczas głosowania faworyzują sąsiadujące ze sobą kraje lub kierują się bardziej złożoną logiką, np. gdy Cypr i Grecja (lub Turcja i Niemcy) wymieniają się maksymalną liczbą punktów, a Armenia i Turcja całkowicie się nawzajem ignorują.

W Rosji, gdzie stosunek do Europy jest dziwaczną mieszanką pragnienia uznania z jej strony i ostrej pogardy do niej z różnych powodów, Eurowizja odgrywa (a może lepiej powiedzieć – odgrywała) ważną rolę. O tej sprzeczności pisze w swoim felietonie Elena Rykowcewa, dziennikarka rosyjskiej redakcji Radia Swoboda:

„Zawsze było niejasne, dlaczego Rosja potrzebuje Eurowizji. Istnieje absolutnie niewytłumaczalna sprzeczność między nienawiścią do wszelkiego rodzaju zachodniej „rozwiązłości” (w Rosji konkurs ten jest zazwyczaj krytykowany za swobodę ekspresji seksualnej) a szalonym, niezaspokojonym pragnieniem wzięcia udziału i wygrania nagrody. A w przypadku porażki, być tak samo szalenie, histerycznie zdenerwowanym, obrażonym, przeklinać tę całą Gejropę, krzycząc: „Cóż, mówiliśmy wam, oni nas nienawidzą, jesteśmy obcymi na ich gejowskiej uczcie życia!”.

Niektórym może wydawać się to dziwne, że tak bolesne znaczenie ma dla Rosji udział w konkursie, który postrzega jako perwersję zasługującą na publiczne potępienie. Dobrze ilustruje to mechanizm leżący u podstaw relacji między Europą a Rosją – historycznie Rosja była dla Europy Innym (jednym z kilku), przez pryzmat którego mogła postrzegać samą siebie, podczas gdy Rosja, mając wątpliwości co do własnej tożsamości, próbowała to nastawienie zmienić.

Natomiast dla Ukrainy, która po rozpadzie Związku Radzieckiego zyskała suwerenność i kruchą, problematyczną tożsamość, można powiedzieć, że Konkurs Piosenki Eurowizji nabrał podwójnego znaczenia. Z jednej strony, udział w nim był ważny, ponieważ istotna była orientacja na Europę jako miejsce uznania ukraińskiej podmiotowości i jako atrakcyjny porządek symboliczny. Z drugiej strony, ważne było podkreślenie różnicy w stosunku do Rosji, zaznaczenie, że Ukraina jest odrębnym krajem z własnymi problemami i kontekstem, a jednocześnie pożegnanie się ze wspólną radziecką przeszłością.

Od 2003 roku, kiedy Ukraina po raz pierwszy wzięła udział w Eurowizji, niektóre piosenki i występy ukraińskich wykonawców były przedmiotem rosyjskiego niezadowolenia. W 2005 roku na Eurowizji, która odbyła się w Kijowie dzięki zwycięstwu rok wcześniej ukraińskiej piosenkarki Rusłany, grupa hip-hopowa GreenJolly wykonała nieoficjalny hymn Pomarańczowej Rewolucji „Razom nas bahato, nas ne podołaty” („Jest nas wielu, nas nie pokonacie”), co bardzo wzburzyło władze rosyjskie. Z kolei na Eurowizji w Helsinkach w 2007 roku drag queen Wierka Serdiuczka zaprezentowała dość kiczowaty występ z piosenką „Dancing Lasha Tumbai”, napisaną w mieszance rosyjskiego, ukraińskiego, angielskiego i niemieckiego. Piosenka ta wywołała w Rosji wielkie oburzenie, ponieważ wiele osób usłyszało w zupełnie bezsensownych słowach „Lasha Tumbai” (później Andrij Danyłko aka Wierka Serdiuczka bezpodstawnie stwierdzał, że słowa te są tłumaczone z języka mongolskiego jako „bita śmietana”) zwrot „Russia goodbye”. “I want you see – Lasha Tumbai” – śpiewała Serdiuczka, być może faktycznie żegnając się z rosyjskimi wpływami. W 2016 roku Dżamała, ukraińska piosenkarka krymskotatarskiego pochodzenia, wykonała na Eurowizji w Sztokholmie piosenkę „1944”, która opowiadała o stalinowskiej deportacji Tatarów z Krymu, podczas której ucierpiała również rodzina piosenkarki. Nic dziwnego, że po „referendum” na Krymie w 2014 roku w sprawie przyłączenia półwyspu do Rosji, które nie zostało uznane przez Ukrainę ani większość świata, piosenka wywołała masowy oddźwięk w Rosji, która uznała ją za zniewagę i wtrącanie się w jej wewnętrzne sprawy.

W obecnej sytuacji, gdy organizatorzy zakazali Rosji udziału w Konkursie Piosenki Eurowizji, dzień po jej inwazji na Ukrainę, udział ukraińskich wykonawców w konkursie nie mógł pozostać niezauważony przez Rosjan. Biorąc pod uwagę silne poparcie dla Ukrainy w całej Europie, a także wczesne przewidywania, że ukraiński zespół Kalush Orchestra może wygrać Eurowizję 2022, podejrzenia, że hakerzy powiązani z Rosją próbowali przeniknąć do sieci komputerowej konkursu w pierwszym dniu półfinału, 10 maja, a także przeprowadzić tzw. ataki DDoS podczas głosowania finałowego w nocy 15 maja, wydają się uzasadnione.

Zwycięstwo Kalush Orchestra wywołało burzę emocji i komentarzy ze strony przedstawicieli władz i mediów w Rosji.

„Gdyby mi powiedziano, że wygra to, co wygra, pewnie bym to wyśmiała. Bo to jest tak oczywiste i tak niestosowne, że pomyślałam: europejski nadawca i organizatorzy nie pozwoliliby sobie na takie upokorzenie. Ale okazuje się, że upokarzanie Europy to już trend”

powiedziała rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa w programie „Niedzielny wieczór z Władimirem Sołowjowem” w stacji Rossija 1.

Również główny propagandysta Kremla nie pominął milczeniem zwycięstwa Ukrainy. Po tym, jak na swoim kanale na Telegramie Władimir Sołowjow najpierw narzekał, że Ukraińcy powinni zostać zdyskwalifikowani za wołanie o pomoc dla Mariupola i Azowstalu, później zamieścił tam zdjęcia trzech rosyjskich bomb lotniczych z napisami „gratulacyjnymi” – „Help Mariupol. Help Azovstal right now”, „Kalusha, kak vy i prosili. Na Azovstal’”(„Kalusha, tak jak prosiliście. Do Azowstalu”) i „Evrovidenie 2022. Uslyshal zov, v”ebat’ Azov” („Eurowizja 2022. Usłyszał wezwanie, rozjebać Azow”). 

Sytuacja, w której w odpowiedzi na ukraińską piosenkę proponuje się rosyjską bombę lotniczą, a która na początku tego roku wydawała się niemożliwa i fantastyczna, teraz stała się brutalną rzeczywistością. Eurowizja 2022, którą otworzyło wspólne wykonanie utworu Johna Lennona „Give Peace A Chance”, wypełniona była piosenkami o spokojnym życiu i jego codziennych troskach, takich jak romanse, miłość matki, czy problemy związane z dorastaniem. I w tym kontekście trudno podważyć opinię rosyjskiego dziennikarza i krytyka muzycznego Jana Shenkmana, wyrażoną na łamach „Nowej Gazety”. Europa (założonej na początku kwietnia przez rosyjskich dziennikarzy „Nowej Gazety”, którzy opuścili Rosję):

„Eurowizja 2022 zademonstrowała bardzo wyraźne, otwarte żądanie pokoju. Jest to prośba o ciche, spokojne, wręcz filisterskie życie. Z jasnymi wartościami, z prostymi pytaniami i prostymi odpowiedziami. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że Rosja została dopuszczona do konkursu. Co dzisiejsza Rosja może zaoferować dzisiejszej Europie? Piosenkę o tym, że Rosjanie nie poddają się i nie porzucają swoich?”

Współczesna Rosja nie może zaoferować Europie nic poza szantażem energetycznym i archaiczną przemocą. Ze swojej strony Europa długo przymykała oko na to, co robi Rosja, ale wydaje się, że ten czas już minął. Po tym, jak 24 lutego Rosja straciła swój meldunek w przestrzeni europejskiej, Ukraina otrzymała carte blanche, by stać się organicznym i niezbędnym elementem europejskim i zostać za taki uznana. A zwycięstwo Kalush Orchestra, odniesione dzięki fenomenalnemu głosowaniu widzów, które stało się swoistym plebiscytem, pośrednio to potwierdza.

Zdjęcie: EBU / Andres Putting

Autor: Ivan Zhyhal

historyk, filozof, eseista. Absolwent historii Europy Wschodniej na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym w Mińsku oraz filozofii kultury na Uniwersytecie Babeșa i Bolyaia w Klużu-Napoce (Rumunia). .

Zobacz wszystkie wpisy od Ivan Zhyhal → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *